Wybrał Lecha zamiast Legii. W Warszawie otwierali szampany
Gdy w 2017 roku wydawało się, że Lech Poznań poradził sobie z dotychczasowymi niewypałami transferowymi, włodarze "Kolejorza" ściągnęli sobie na głowy kolejny problem. Niklas Barkroth kosztował fortunę, lecz przy ul. Bułgarskiej zaprezentował tyle, co nic.
Lech Poznań nie zakończył sezonu 2016/17 zgodnie z oczekiwaniami. Z uwagi na zajęcie zaledwie trzeciego miejsca w Ekstraklasie klubowi pozostało rywalizować w Lidze Europy. Dobre jednak było i to, ponieważ o krok od znalezienia się przed "Kolejorzem", po Legii Warszawa i Jagiellonii Białystok, była też Lechia Gdańsk. Na osłodę pozostał tylko zdobyty na początku kampanii Superpuchar Polski.
Zaistniała zatem radykalna potrzeba wzmocnienia kilku pozycji. Tym bardziej, że Poznań opuścił trzon drużyny w postaci Jana Bednarka, Dawida Kownackiego i Tomasza Kędziory. Postanowiono również wypożyczyć Szymona Pawłowskiego czy Dariusza Formellę. Transfer do ofensywy wydawał się więc konieczny. Postawiono na zwinnego skrzydłowego ze szwedzkiego Norrkoeping - Niklasa Barkrotha.
Wiązano z nim ogromne nadzieje. Mówiło się, że to piłkarz niemal od razu gotowy na grę w europejskich pucharach. Już wcześniej występował bowiem w eliminacjach do Ligi Mistrzów oraz Ligi Europy. Był też cały czas pod grą, występując w rządzącej się systemem wiosna-jesień Allsvenskan. Orędownikiem tego transferu był ówczesny trener Lecha Nenad Bjelica, a "Kolejorz" zdobył się na wydatek rzędu aż 650 tysięcy euro. Mówiło się, że przelicytował dzięki temu samą Legię Warszawa.
Barkroth, który nie tak dawno zadebiutował w reprezentacji Szwecji, głównie jednak zawodził. Nie udało mu się pokazać wysokiej wartości ani w lidze, ani w europejskich pucharach. Jego dorobek w sezonie 2017/18 zamknął się na trzech asystach - wszystkich zaliczonych na przełomie lipca oraz sierpnia. W rundzie rewanżowej przestał łapać się do kadry meczowej, wchodząc z ławki jedynie w pojedynczych spotkaniach. Sytuacja nie zmieniła się, kiedy trenera Bjelicę zastąpił Ivan Djurdjević.
Po przejęciu schedy po Chorwacie Serb natychmiast rekomendował Szwedowi powrót do ojczyzny. Tajemnicą poliszynela było, że ten tęskni za partnerką, która spodziewała się dziecka, i w związku z tym nie potrafił zaaklimatyzować się w Polsce. W kampanii 2018/19 zaliczył tylko jeden występ, przeciwko armeńskiemu Gandzasarowi, w którym również nie udało mu się zaprezentować najlepszej dyspozycji.
"Kolejorz" stracił sporą sumę na transferze Barkrotha. Zgodnie z szacunkami portalu Transfermarkt Lechowi udało się sprzedać Szweda za jedyne 200 tysięcy euro. To blisko pół miliona mniej od sumy, którą trzeba było za niego wyłożyć rok wcześniej. Po ogłoszeniu przenosin skrzydłowego do Djurgardens klubowi księgowi mogli jednak odetchnąć, gdyż ten inkasował jedną z najwyższych pensji w zespole.
Barkroth stał się jednym z symboli nieudanej polityki transferowej "Kolejorza" w ostatnich sezonach, a sympatycy Lecha szczękają zębami na dźwięk jego nazwiska niemal w takim samym stopniu, jak w przypadku Denisa Thomalli czy Muhameda Keity. Samemu skrzydłowemu wiedzie się jednak całkiem dobrze. W Djurgardens powrócił do kapitalnej formy i przez lata stanowił o sile tej ekipy. Dopiero dwa lata temu przeniósł się do występującego na zapleczu Oergryte, gdzie w wieku 32 lat dobija do końca kariery.
***
Tekst powstał w ramach cyklu "Polska Piłka", w którym wspominamy m.in. piłkarzy biegających niegdyś po polskich boiskach, pamiętne mecze przedstawicieli Ekstraklasy w Europie, a także nieco zapomniane już kluby z naszego kraju.