Wisła Kraków w półfinale Pucharu Polski! Absurdalne starcie z Widzewem, awans wyszarpany z gardła! [WIDEO]
Tego ćwierćfinału Pucharu Polski nikt długo nie zapomni! Po szalonym starciu i kuriozalnej dogrywce Wisła Kraków pokonała Widzew Łódź 2:1 (1:0). Mecz ten był wielką próbą nie tylko dla piłkarzy, ale i arbitra.
Wisła Kraków była stroną nieznacznie lepszą na początku środowego meczu. To właśnie gospodarze jako pierwsi oddali celny strzał. W 18. minucie próbę Baeni musiał zatrzymywać Gikiewicz.
W kolejnych minutach przewaga ze strony "Białej Gwiazdy" rosła i Widzew miał mnóstwo szczęścia. Sobczak trafił jedynie w poprzeczkę, zaś kolejny strzał ze strony Wisły odbił się od słupka. W końcówce pierwszej połowy łodzian uratował natomiast Gikiewicz.
Po zmianie stron przyjezdni w końcu się przebudzili. Wisła nie miała już tak wielu okazji, natomiast Widzew był w stanie zagrozić rywalom za sprawą Sancheza. W 52. minucie Hiszpan przegrał jednak pojedynek z Ratonem.
W 74. minucie doszło zaś do gigantycznej kontrowersji z udziałem sędziego Kosa. Początkowo bowiem zaliczony został gol autorstwa Rondicia. Decyzja została jednak cofnięta ze względu na domniemanego spalonego.
Arbitrzy przez kilka następnych minut analizowali sytuację, ostatecznie sam Kos podszedł do monitora. Potwierdził wówczas, że Widzewowi... należał się rzut karny za faul na wcześniejszym etapie akcji. Tym samym piłkę na wapnie ustawił Pawłowski i pewnym strzałem pokonał Ratona.
W końcówce Wisła ruszyła w pogoń za wyrównującym trafieniem. Gospodarze dominowali, ale nie znaleźli sposobu na szczelną defensywę łodzian. Bardzo dobrze spisał się Żyro, który zanotował skuteczną interwencję w kluczowym momencie.
W doliczonym czasie gry na boisku rozpętało się już prawdziwe piekło. "Biała Gwiazda" wyrównała w 109. (sic!) minucie. za sprawą Rodado. Sędzia Kos podszedł jednak do monitora ku wzburzeniu kilku zawodników gospodarzy. Arbiter nie dopatrzył się jednak żadnego wykroczenia i gol został uznany. Tym samym obie drużyny czekała dogrywka.
Tam jako pierwsza do korzystnego rozstrzygnięcia przybliżyła się Wisła. Jeszcze w pierwszej części dodatkowego czasu okazję miał Sobczak, ale po podaniu ze stałego fragmentu nie zdołał oddać celnego strzału. W drugiej zaś doszło do sytuacji prawdziwie kuriozalnej. Najpierw piłkę do własnego golkipera podał Uryga, a Raton stracił ją w starciu z nadciągającym Rondiciem. Napastnik trafił do siatki, ale gol nie został uznany, ponieważ napastnik Widzewa zbyt wcześniej wbiegł w pole karne. Snajper powinien był poczekać aż zespół "Białej Gwiazdy" wznowi grę, tymczasem w "szesnastce" pojawił się o ułamek sekundy zbyt wcześnie.
Ten mecz nie mógł jednak zakończyć się czymś tak prozaicznym jak rzuty karne i... nie zakończył się. W 120. minucie Goku uderzył, ale wyszło z tego zaskakujące podanie. Do piłki dopadł Sobczak i wepchnął ją do siatki. Tym samym napastnik skompromitował Kastratiego, który niespodziewanie przeskoczył nad futbolówką.
Na trafienie rywali Widzew już nie odpowiedział. Skończyło się na 2:1 (0:0) na korzyść "Białej Gwiazdy", która zagra w półfinale Fortuna Pucharu Polski!