Wielkie szczęście polskiego obrońcy. Rywalom należał się rzut karny? "Są mega podstawy"

Reprezentacja Polski w czwartkowy wieczór wygrała 2:0 z Wyspami Owczymi w meczu eliminacji do EURO 2024. Biało-czerwoni mają jednak szczęście, że arbiter w drugiej połowie nie podyktował "jedenastki" dla rywali.
Farerzy przez niemal całą drugą połowę musieli radzić sobie w osłabieniu. Czerwoną kartkę za faul na Arkadiuszu Miliku dostał Hordur Askham. W tej sytuacji interweniował system VAR.
Sporą kontrowersję mieliśmy też w pierwszej połowie, kiedy Polacy domagali się rzutu karnego. Jak informuje Łukasz Rogowski z "Interii", nie ma jednak mowy o "jedenastce" z jednego konkretnego powodu.
- Piłka trafiła w nienaturalnie poszerzającą obrys ciała rękę. Sędzia nie odgwizdał karnego, gdyż było to nabicie od współpartnera. Gdyby zagłówkował rywal, bądź bezpośrednio po wrzutce futbolówka trafiłaby w rękę, to mielibyśmy karnego - ocenił.
W drugiej części spotkania to piłkarze z Wysp Owczych liczyli natomiast na rzut karny. Jeden z gospodarzy przewrócił się w "szesnastce" po kontakcie z Jakubem Kiwiorem.
Według Rogowskiego arbiter mógł w tej sytuacji wskazać na jedenasty metr. Holender nie zdołał jednak zawołany do monitora przez sędziego odpowiedzialnego za VAR, a biało-czerwoni szybko wznowili grę.
- Kuba Kiwior może mówić o dużym szczęściu. Łapie i przetrzymuje rywala, który próbuje walczyć o dośrodkowaną piłkę. Są mega podstawy do odgwizdania "jedenastki" i uważam, że należał się karny - czytamy.