W Legii Warszawa wyczyniał cuda. Zaliczył przykry koniec kariery
Jeśli komuś Legia Warszawa może zawdzięczać ostatni występ w fazie grupowej Ligi Mistrzów, to właśnie jemu. Nemanja Nikolić stał się głównym architektem wielu sukcesów stołecznych: zarówno w Polsce, jak i w Europie. Nie tylko tam Węgra zapamiętano jednak jako bohatera.
Latem 2015 roku Legia Warszawa pozbyła się kilku ofensywnych piłkarzy. Klub opuścili Orlando Sa, Jakub Kosecki i Henrik Ojamaa. Część zawodników odgrywała w zespole większą rolę, część mniejszą, jednak ich odejście spowodowało konieczność rozglądania się za nowymi graczami przez sterników "Wojskowych". Po kilku tygodniach klub postawił na następne zagraniczne wzmocnienia.
Nowymi napastnikami stołecznej drużyny zostali Nemanja Nikolić i Aleksandar Prijović. Kibice zastanawiali się, czy goleadorzy, reprezentujący barwy odpowiednio węgierskiego Videotonu oraz tureckiego Bolusporu, dadzą radę zaistnieć na polskich boiskach. Ci natychmiast rozwiali wątpliwości. Szczególnie imponowała forma Węgra, który zdobył pięć bramek już w pierwszych pięciu meczach.
Sezon 2015/2016 układał się dla Nikolicia w niemal wymarzony sposób. Ostatecznie nie strzelił żadnego gola w fazie grupowej Ligi Europy, jednak regularnie odpalał rewolwery w lidze. Węgier zakończył kampanię z 28 trafieniami i dziewięcioma asystami zainkasowanymi na przestrzeni 37 spotkań. Stał się najskuteczniejszym królem strzelców Ekstraklasy w XXI wieku.
W kolejnych rozgrywkach było jeszcze lepiej. Nikolić dawał radę zarówno w lidze, jak i w pucharach. Zapakował trzy bramki Zrinjskiemu Mostarowi oraz zanotował po jednym trafieniu w meczach z Trencinem i Dundalk. To Węgier w pojedynkę zadecydował o tym, że po latach posuchy Legia awansowała do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Tam było dużo trudniej. Snajper strzelił tylko jednego gola Borussii Dortmund.
Choć w Ekstraklasie Nikolić utrzymywał znakomitą dyspozycję, po zakończeniu udziału w Champions League na trzecim miejscu w grupie, stało się oczywiste, że stołeczna ekipa jest już dla Węgra zbyt mała. Zimą włodarze Legii postanowili zaakceptować ofertę ze Stanów Zjednoczonych, sprzedając zawodnika do Chicago Fire za trzy miliony euro. Tam Nikolić nadal notował kapitalne występy.
Piłkarz zdobywał kolejne bramki w MLS i US Open Cup jak na zawołanie. W starciu z Philadelphią Union popisał się hat-trickiem, a pod koniec swojej amerykańskiej przygody nosił nawet na ramieniu opaskę kapitańską. Po trzech latach na obczyźnie zatęsknił jednak za Węgrami. Z początkiem 2020 roku wrócił do Videotonu, który w międzyczasie niespodziewanie zmienił nazwę na Fehervar FC.
Nikolić nie był już jednak tak skuteczny, jak dawniej. Z czasem jego występy przerodziły się z pełnowymiarowych w kilkunastominutowe. Nieusatysfakcjonowany z zaistniałej sytuacji wybrał się w jeszcze jedną zagraniczną przygodę. Choć mówiło się o jego powrocie do Legii, ostatecznie przenosił się do tureckiego Pendiksporu i cypryjskiego AEK-u Larnaka. Był to jednak łabędzi śpiew Węgra.
Nikolić lądował na ławce rezerwowych jeszcze częściej. W 25 spotkaniach rozegranych w obu klubach zanotował tylko jedno trafienie. Po dwóch nieudanych sezonach zakończył karierę w czerwcu 2023 roku. Jej ostatni epizod nie położył się jednak cieniem na poprzednich wyczynach Nikolicia. Zarówno w Polsce, jak i na Węgrzech, fani będą go wspominali przez lata. I tylko szkoda, że nie mieliśmy możliwości znów obejrzeć jego gry w Ekstraklasie.
***
Tekst powstał w ramach cyklu "Polska Piłka", w którym wspominamy m.in. piłkarzy biegających niegdyś po polskich boiskach, pamiętne mecze przedstawicieli Ekstraklasy w Europie, a także nieco zapomniane już kluby z naszego kraju.