To najlepszy mundial od wielu lat. Mamy wszystko: piękne gole, efektowne parady i masę niespodzianek

To najlepszy mundial od wielu lat. Mamy wszystko: piękne gole, efektowne parady i masę niespodzianek
Vlad1988/Shuttertock
Mistrzostwa Świata to bez wątpienia najwspanialszy czas dla kibiców piłki nożnej. Codzienna dawka emocji, natłok meczów, bramek, niespodzianek, parad, bohaterów - wszystko co futbolowe „tygryski” lubią najbardziej. Dodatkowo tegoroczny mundial obfituje w niesamowite zdarzenia, o których jeszcze przez wiele lat będą toczyć się dyskusje między fanami.
Jak zapewne wszyscy wiemy, mundial odbywa się zaledwie raz na 4 lata. Z drugiej strony, właśnie dzięki temu jest wyczekiwany niczym pierwsza gwiazdka w czasie Bożego Narodzenia. 4 lata to szmat czasu, ale nie zawsze długotrwałe wyczekiwanie jest wynagradzane przez boiskowe zdarzenia.
Dalsza część tekstu pod wideo
Odbywały się już mundiale, które poza pojedynczymi momentami, wywołującymi ekstazę były męczarnią dla widzów ze względu na niski poziom prezentowany przez większość zawodników, zachowawczą grę, małą ilość bramek.
Pierwsze z brzegu niech będą niedawno rozgrywane mistrzostwa w RPA. Padło na nich 145 bramek w 64 meczach, przez co był to drugi najgorszy pod względem skuteczności mundial w historii (najgorszy do dnia dzisiejszego pozostaje turniej rozgrywany we Włoszech w 1990 r.).
Mistrzem Świata zostali Hiszpanie, którzy mimo posiadania w składzie m.in. niesamowitego tercetu pomocników Busquets-Xavi-Iniesta, a także Davida Villi w życiowej formie, męczyli się w praktycznie każdym spotkaniu.
„La Roja” najwyżej pokonała Honduras i nie była to okazała „goleada”, ponieważ końcowy rezultat brzmiał 2:0. 7 bramek w 7 meczach wystarczyło do sięgnięcia po trofeum stworzonego przez Silvio Gazzanigę, co najlepiej obrazuje niski poziom reszty stawki.
Ale nie rozgrzebujmy dalej przeszłości. Zajmijmy się tegorocznym turniejem, który jest kompletnym przeciwieństwem mistrzostw sprzed 8 lat. Rosja serwuje nam imprezę, którą jeszcze przez wiele lat będziemy wspominać z utęsknieniem.

Największe niespodzianki

Futbol bez nieoczekiwanych zwycięzców byłby sportem, który znudziłby każdego. Prawdziwy turniej nie może się obejść bez „czarnych koni”, które wbrew wszystkiemu osiągną sukces.
Aktualnie na turnieju w Rosji jedną z największych niespodzianek jest właśnie „Sborna”. Gospodarze, którzy przed meczem otwarcia byli skazywani na porażkę, zadziwili cały świat, awansując do ćwierćfinału po batalii z Hiszpanami.
Kadra, która przed mistrzostwami w 20 meczach pod wodzą Czerczesowa tylko 5 razy zdołała odnieść zwycięstwo, a w międzyczasie przegrywała z Katarem, Czechami, czy Wybrzeżem Kości Słoniowej, potrafiła postawić się bezradnym Hiszpanom, którzy jeszcze nie tak dawno przecież wygrywali 3 wielkie turnieje z rzędu.
Kolejnym zaskoczeniem może być z pewnością styl gry, dzięki któremu podopieczni Czerczesowa odnieśli sukces. Mecz z Hiszpanią pokazał, że ciągłe utrzymywanie się przy piłce przy jednoczesnej wymianie tysiąca podań nic nie daje w starciu z niezmordowanymi zawodnikami jak Gołowin, który z "La Roją" przebiegł 16 kilometrów. Mecz na Łużnikach był swoistym pogrzebem „tiki-taki”, której jeszcze 6 lat temu nikt nie umiał się przeciwstawić.
Bez wątpienia można również nadać miano „czarnego konia” reprezentacji Szwecji, której sam udział w turnieju był nie lada niespodzianką. Podopieczni Janne Andersona przebrnęli przez eliminacje kosztem Holandii, następnie w barażach zszokowali świat, pokonując Włochów. Żeby tego było mało już na turnieju wyszli z grupy kosztem Niemiec.
Kadra, której wróżono rychły upadek po odejściu Zlatana Ibrahimovica, zadziwia cały świat swoją bezkompromisową grą w starciach z topowymi markami. Mimo braku zawodników z czołowych klubów, Szwedzi tworzą zorganizowany kolektyw, który nie powiedział jeszcze ostatniego słowa na rosyjskich boiskach.
Na razie jedynymi pogromcami Szwedów okazali się Niemcy, chociaż dla kadry Löwa było to „pyrrusowe zwycięstwo”. Ostatecznie to Skandynawowie zajęli pierwsze miejsce w grupie. Z kolei dotychczasowi mistrzowie świata pożegnali się z turniejem już na etapie fazy grupowej, co wywołało ogromny szok.
W historii bywały już przypadki, gdy niedoszli mistrzowie 4 lata później żegnali się z turniejem po trzech meczach, ale w przypadkach Hiszpanii i Włochów było to zwykle związane z wypaleniem (Xavi, Casillas, Alonso) lub odejściem na emeryturę największych gwiazd (Cannavaro, Grosso). Upadku Niemiec nikt się nie spodziewał, ale futbol po raz kolejny pokazał, że nieprzewidywalność to jego drugie imię.

Niezapomniane bramki

Niespodzianki niespodziankami, ale przecież solą piłki nożnej są oczywiście bramki, a tych zdecydowanie nie brakuje. W dotychczasowych meczach padło już 146 goli, czyli już na etapie 1/8 finału mistrzostwa w Rosji przebiły turniej sprzed 8 lat rozgrywany w RPA. Aby pobić rekord pod względem bramkostrzelności ustanowiony w 1998 r. i wyrównany w Brazylii, piłkarze muszą trafić do siatki jeszcze przynajmniej 26 razy w 8 meczach.
Na całe szczęście ilość idzie w parze z jakością. W ciągu ostatnich tygodni mogliśmy podziwiać wiele spektakularnych trafień, z których każdy może wybrać swoje ulubione.

Niektórzy preferują soczyste uderzenia z dystansu, inni precyzyjne strzały z rzutów wolnych, a znajdą się i tacy, którym najbardziej do gustu przypadają gole po indywidualnych rajdach i przedryblowaniu kilku rywali. Turniej w Rosji każdej grupie dostarczył wiele pięknych trafień do podziwiania.
Jednak najlepsze jest to, że w miarę upływu czasu liczba goli olśniewającej urody nie maleje, a wręcz rośnie. Sceptycy mogli uważać, że w fazie grupowej mieliśmy okazję oglądać mnóstwo wspaniałych trafień przez swoisty brak presji na zawodnikach. W końcu nie był to jeszcze etap turnieju, gdzie porażka powoduje powrót do domu, a każda odważna próba strzału, kończąca się niepowodzeniem, może mieć poważne konsekwencje w postaci kontrataku.
Tyle teorii, bo w praktyce faza 1/8 finału obfitowała w być może jeszcze piękniejsze bramki niż te, zdobywane w grupie. Pierwszy z brzegu niech będzie gol Benjamina Pavarda w starciu z Argentyną. O takim strzale marzy każdy zawodnik na świecie.
Przecież w tym samym spotkaniu padł również spektakularny gol Angela di Marii z 20 metrów, Mbappe zdobył bramkę po dryblingu w gąszczu rywali w polu karnym, a jeszcze tego samego dnia Cavani ustrzelił zjawiskowy dublet, który wyeliminował z turnieju mistrzów Europy.
W Rosji pozostali jeszcze tacy specjaliści od niezapomnianych trafień jak m.in. Suarez, Pogba, Coutinho czy Hazard. Być może najpiękniejsze dopiero przed nami.

Parady nie z tej ziemi

Na mistrzostwach pada mnóstwo bramek, ale warto również docenić bramkarzy. Mimo hurtowej liczby trafień zdarzają się golkiperzy, którzy swoimi występami wręcz kradną show ofensywnym bombardierom.
W przypadku wyboru najlepszej interwencji mistrzostw raczej nie ma żadnych wątpliwości. Zwycięzcą mógł zostać tylko Jordan Pickford, który w 92 minucie starcia przeciwko Kolumbii obronił strzał, po którym, być może padłaby najpiękniejsza bramka turnieju.
Bramkarz Evertonu kilkadziesiąt minut później po raz kolejny zapisał się w historii angielskiej piłki. Dzięki obronionej jedenastce po strzale Bakki Anglia pierwszy raz na mistrzostwach świata wyszła zwycięsko z konkursu rzutów karnych.
Był to z pewnością szczególny moment dla trenera „Trzech Lwów” – Garetha Southgate’a, który zrehabilitował się za turniej w 1996 r. gdzie po jego pudle w serii jedenastek, Anglia pożegnała się z marzeniami o finale Euro. Tak niesamowite historie mogą być pisane tylko w Rosji.
Wracając do golkiperów nie można pominąć znakomitego Guillermo Ochoi, który na czas mundialu zamienia się w prawdziwą ścianę nie do przejścia. Już 4 lata temu Meksykanin zadziwiał świat swoimi paradami, ale w Rosji po raz kolejny zaserwował widzom popis swoich umiejętności.
O tym, jak ważna jest postawa bramkarza świadczy przede wszystkim szybkie pożegnanie się z turniejem Hiszpanów. Na bramkę Davida de Gei w ciągu czterech meczów oddano zaledwie 7 celnych strzałów, ale wystarczyło to do zdobycia aż 6 bramek.
Łatwo policzyć, że golkiper Manchesteru zanotował tylko jedną udaną interwencję - tyle samo, co Luis Suarez na turnieju w RPA. Dla porównania niesamowity Ochoa zatrzymał aż 25 strzałów rywali, co jest jak na razie najlepszym wynikiem na mistrzostwach.
Kolejna niesamowita historia, która wydarzyła się na rosyjskich boiskach dotyczy golkipera gospodarzy – Igora Akinfjejewa. Wierny wychowanek CSKA dotychczas był kojarzony raczej z kompromitacjami na arenie międzynarodowej.
W historii europejskich pucharów zapisał się jako bramkarz z najdłuższą serią meczów ze straconym golem (43). Przez 11 lat spotkań w Lidze Mistrzów ani razu Akinfjejew nie schodził do szatni z czystym kontem.
I ktoś taki w 1/8 finału stanął naprzeciw Davida de Gei, który od lat jest najlepszym bramkarzem w Premier League, być może również na całym świecie. Efekt? Akinfjejew wprowadził „Sborną” do ćwierćfinału, a Hiszpan udowodnił, że wielkie nazwisko nie zatrzyma strzałów, lecących w światło bramki.

Upadki gwiazd, narodziny nowych

Turniej takiej rangi to oczywiście idealna okazja do swoistego przedstawienia się światu przez zawodników dotychczas niezbyt popularnych. 4 lata temu swoją okazję idealnie wykorzystał James Rodriguez, który został królem strzelców, co zaowocowało późniejszym transferem do Realu Madryt.
W Rosji pojawiło się jeszcze więcej niespodziewanych bohaterów. Najlepszym dowodem na to był mecz Anglii z Kolumbią. Wspominałem już o Jordanie Pickfordzie, który kilkoma interwencjami urósł do rangi Supermana, ale równie szybko uznanie zdobył Yerry Mina.
Stoper Barcelony jechał na mundial po niezbyt udanej połowie sezonu, spędzonej w La Liga. W trykocie „Dumy Katalonii” Mina rozegrał zaledwie 6 spotkań, większość oglądał z perspektywy trybun. Pierwszy mecz z Japonią również nie napawał optymizmem, ponieważ stoper 90 minut przesiedział na ławce rezerwowych. Wreszcie nastąpił przełom.

W kolejnym meczu Mina wystąpił już w pierwszym składzie, zanotował perfekcyjny mecz w defensywie, a dodatkowo wpisał się na listę strzelców. Kolejne 2 mecze i kolejne 2 bramki, a przecież mówimy o środkowym obrońcy.
Rezerwowy stoper Barcelony w ciągu zaledwie trzech meczów stał się prawdziwą gwiazdą mundialu. W końcu poza sianiem postrachu przy stałych fragmentach, potrafił także zneutralizować tak wielkiego napastnika, jak Robert Lewandowski.
Co do Polaka, to niestety jego występ na mundialu idealnie wpisał się w kategorię „upadek gwiazdy”. Król strzelców eliminacji, absolutny lider kadry Nawałki, był kompletnie niewidoczny w trzech kolejnych meczach grupowych. Boiskowej kompromitacji towarzyszyła także równie kuriozalna wypowiedź z konferencji prasowej po meczu z Kolumbią.
Takie słowa wypowiedziane przez napastnika Bayernu, który potrafi w 30 meczach Bundesligi zdobyć 29 bramek brzmią absurdalnie. Harry Kane dla porównania w 37 spotkaniach Premier League zdobył 30 goli.
Jak widać mamy do czynienia z dwoma wybitnymi „dziewiątkami”, ale tylko jedna z nich sprostała oczekiwaniom. Napastnik Tottenhamu aktualnie jest liderem klasyfikacji strzelców z 6 golami na koncie i razem z Anglią pewnie kroczy ku wiecznej chwale.
Na drodze „Wyspiarzy” w ćwierćfinale stanie pogromca hegemonów – Szwecja. Zwycięzca zmierzy się z niegościnnymi gospodarzami lub Chorwatami, którzy dowodzeni przez Lukę Modrica, powoli zaczynają być wymieniani w gronie faworytów do końcowego triumfu.
Z pewnością czeka nas jeszcze wiele niezapomnianych momentów. Starcia Urugwaju z Francją czy Brazylii z Belgią z pewnością obfitować będą w piękne bramki, heroiczne interwencje oraz spektakularne zagrania. W skrócie wszystko to na co czeka kibic i co jest mu regularnie dostarczane od 14 czerwca.
Wtedy bowiem zaczął się mundial, który mimo że dopiero wchodzi w decydującą fazę, już na stałe zapisał się w pamięci kibiców jako jedna z najciekawszych imprez piłkarskich w historii tego sportu.
Mateusz Jankowski

Przeczytaj również