Taras Romanczuk bije się w piersi za wyniki Jagiellonii Białystok. "Liczny i tabele są bezlitosne"

Jagiellonia Białystok po półmetku sezonu zajmuje dopiero 11. miejsce w PKO Ekstraklasie. Niedawno ekipa z Podlasia znów zmieniła trenera. Taras Romanczuk ma nadzieję na to, że wiosną "Jaga" będzie prezentować się zdecydowanie lepiej.
Drugie podejście Ireneusza Mamrota do pracy w Białymstoku nie okazało się równie dobre, jak pierwsze. Wiosną zespół poprowadzi już Piotr Nowak. Taras Romanczuk nie ma wątpliwości, że również piłkarze mają sporo do zrobienia.
- Miejsce, które obecnie zajmujemy, w żadnym stopniu nas nie satysfakcjonuje. Stać nas na więcej. Wszyscy zdajemy sobie z tego sprawę, nie tylko w klubie, ale także kibice. Oczywiście rozegraliśmy kilka niezłych spotkań, ale były też takie, w których zabrakło determinacji. Wiemy, nad czym musimy pracować, aby dążyć do sukcesów i stawiać sobie wyższe cele - powiedział Romanczuk w rozmowie z oficjalną stroną Jagiellonii.
- Liczby i tabela są bezlitosne. Z drugiej strony mi osobiście trudno się z tym pogodzić. Przecież jeszcze kilka lat temu mieliśmy swoją markę, dobrze prezentowaliśmy się w lidze, nagrodą za udane występy były zmagania o europejskie puchary. Z pewnością to super przygoda nie tylko dla nas jako zawodników, ale również kibiców. Dzisiaj mi tego brakuje tego, ale aby to osiągnąć, musimy bardziej ambitnie podchodzić do każdego spotkania - podkreślił.
- Myślę, że każdy w szatni musi stanąć przed lustrem i zadać pytanie, jaki jest cel naszego grania. Czy jesteśmy gotowi nie tylko fizycznie, ale także mentalnie do walki o najwyższe miejsca. Nie oszukamy naszych metryk, z każdym rokiem jesteśmy coraz starsi. Coraz bliżej nam do końca karier i fajnie byłoby już po ich zakończeniu usiąść w fotelu i popatrzeć na zdobyte trofea oraz medale. Taka bylejakość, w której obecnie tkwimy niczemu nie służy - dodał.
- Myślę, że podświadomie ta koncentracja na najlepszych zawsze jest wyższa. Oczywiście, nie jest tak, że wybieramy sobie rywala, z którym pokażemy maksimum, a z którym możemy sobie „pojechać na rezerwie”. Niestety, zdarzały się nam spotkania, kiedy już po pierwszym „gongu” spuszczaliśmy głowy, uchodziło z nas powietrze, gasł w nas ten ogień i bez większego sensu snuliśmy się po boisku czekając na końcowy gwizdek oraz możliwie najniższy wymiar kary. Takie spotkania jak z Wisłą Płock, czy ostatnie z Rakowem nie mają prawa się powtórzyć - dodał.
- Mieliśmy mecze nawet to pucharowe z Lechią Gdańsk, w którym pomimo skrajnie niekorzystnego rezultatu walczyliśmy jeszcze o odrobienie strat. Ta koncentracja, wiara we własne umiejętności musi nam towarzyszyć do końca. Przecież nieraz, nawet w ostatniej rundzie, potrafiliśmy odwrócić losy spotkania już w czasie doliczonym do drugiej połowy. Tego wymagają od nas kibice, a my zbyt często ich zawodziliśmy - zakończył.