Szymon Marciniak wychwalany pod niebiosa po meczu Ligi Mistrzów. "Jest jak Pierluigi Collina"

Marciniak miał w środowy wieczór naprawdę sporo pracy. Dużo działo się zwłaszcza w końcówce spotkania.

W 81. minucie polski arbiter nie podyktował rzutu karnego dla FC Porto, choć głośno domagał się go piłkarz gości, Mehdi Taremi. Co więcej, Marciniak uznał to za próbę wymuszenia jedenastki, ukarał zawodnika portugalskiej ekipy drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartką.

Polski arbiter podjął więc odważną, ale jak pokazały powtórki - dobrą decyzję. Sporo pracy sędzia z Płocka miał też w szalonym doliczonym czasie gry.

W 96. minucie minucie Marciniak dobrze zauważył celowe zagranie piłki ręką w wykonaniu Hermoso. A że sytuacja miała miejsce w polu karnym, Porto otrzymało jedenastkę, którą zamieniło na gola. W tym przypadku Polak też się nie pomylił.

- Co w czasach VAR warto podkreślić, obie decyzje Marciniak podjął szybko i samodzielnie, czyli bez pomocy pozostałych sędziów czy VAR, choć oba rozstrzygnięcia sędziowie wideo oczywiście weryfikowali - pisze na “sport.tvp.pl” Rafał Rostkowski, były sędzia piłkarski.

Marciniak jest też chwalony za odpowiedni czas doliczony do drugiej połowy. Polak “dołożył” aż 11 minut, co okazało się zbawienne dla gospodarzy, którzy w 101. minucie zdobyli bramkę na 2:1.

- I to również była słuszna decyzja. Jeśli chodzi o kompensowanie straconego czasu gry – po ubiegłorocznym FIFA Arab Cup, w którym Marciniak przedłużył mecz Katar – Algieria aż o 18 minut i 22 sekundy – polski arbiter stał się najlepszym wzorem do naśladowania dla sędziów na całym świecie - dodaje Rostkowski.

Marciniak po meczu w Madrycie jest jednak chwalony nie tylko przez rodaków. W internecie można natknąć się na wiele komentarzy chwalących Polaka.

- Zastanawiam się, czy mogliby sklonować tego sędziego i po prostu mieć go w każdej grze. Najbardziej rozsądny człowiek w branży. Jest jak Pierluigi Collina, gdyby Pierluigi Collina mógł wyciskać na ławce dwa razy więcej niż sam waży i martwym ciągiem Range Rovera - napisał na Twitterze Robbie Dunnie, irlandzki dziennikarz sportowy.