Szokująca kariera polskiego sędziego. "Bardzo ładnie biega, ma świetną kondycję, no i jest przystojny"
Wojciech Myć błyskawicznie awansował z III ligi do Ekstraklasy. Skąd tak szybka promocja arbitra, który wielokrotnie popełniał oczywiste błędy? Sprawie przyjrzał się "Przegląd Sportowy", który dotarł do szokujących słów przewodniczącego Kolegium Sędziów PZPN, Zbigniewa Przesmyckiego.
Na początku sezonu 2016/2017 Wojciech Myć sędziował jeszcze spotkania III ligi, czyli czwartego systemu rozgrywkowego w Polsce. Zazwyczaj musi minąć co najmniej jeden sezon, zanim arbiter będzie mógł awansować na kolejny poziom rozgrywkowy.
W przypadku Mycia było jednak inaczej. W zaledwie kilka miesięcy przeszedł drogę od III ligi do debiutu w Ekstraklasie. Dostał także do sędziowania półfinał Pucharu Polski, w którym nie ustrzegł się poważnego błędu.
Sprawie bliżej przyjrzał się "Przegląd Sportowy". Okazuje się, że o wyjaśnienia w sprawie 31-latka swego czasu poproszono przewodniczącego Kolegium Sędziów PZPN, Zbigniewa Przesmyckiego.
Temat został poruszony podczas posiedzenia zarządu Polskiego Związku Piłki Nożnej. Argumentacja szefa sędziów była szokująca, bo odniósł się między innymi do aparycji arbitra.
- Ma naturalną charyzmę, jest talentem sędziowskim, ma sylwetkę budzącą szacunek. Pracuje też w Służbie Ochrony Państwa i dlatego ma silną psychikę. Bardzo ładnie biega, ma świetną kondycję, no i jest przystojny - mówił Przesmycki.
Równie dobrej opinii o Myciu nie mają niestety piłkarze. Jeśli chodzi o środowisko sędziowskie, to inni arbitrzy... współczują koledze. Nie do końca radzi on sobie bowiem z presją.
- Spalał się psychicznie. Za bardzo chciał. Z drugiej strony on sam się nie wystawiał na takie mecze. Ktoś dał mu szansę zaistnieć i obsadzał go wysoko. Kto by z tego nie skorzystał? Na początku wkurzaliśmy się, że ktoś przeszedł taką drogę, trochę na skróty - przyznał jeden z sędziów.
- Później zobaczyliśmy, że Wojtek jest normalnym gościem, ale nie do końca mentalnie jest w stanie dźwigać mecze, w których dużo się dzieje i nie są łatwe do prowadzenia. Teraz jest go szkoda, bo widać jak na swoich spotkaniach robi wszystko, żeby nie popłynąć z kolejnymi wpadkami, a mimo to nie daje rady. Czasami to wygląda jak walka o życie - dodał.