Spóźniony samolot i narada w PZPN. Jerzy Brzęczek zwolniony? "Nie ma takiego przekonania" [NASZ NEWS]

Spóźniony samolot i narada w PZPN. Jerzy Brzęczek zwolniony? "Nie ma takiego przekonania" [NASZ NEWS]
Piotr Matusewicz / Press Focus
Jerzy Brzęczek na pewno poprowadzi reprezentację Polski w środowym meczu z Holandią. Co jeśli w Chorzowie biało-czerwoni zaprezentowaliby się równie słabo jak przeciwko Włochom? Czy kciuk prezesa Zbigniewa Bońka powędruje wtedy w dół, co oznaczałoby dymisję obecnego selekcjonera? Na dziś wydaje się to mało prawdopodobne. Ale możliwe.
W starożytnym Rzymie obowiązywała zasada "Pollice verso", czyli odwróconego kciuka. Gest znany nam wszystkim z kinematografii, choćby słynnego "Gladiatora". Jeśli kciuk wędrował w dół, wojownik był skazywany na śmierć. Kiedy szedł w górę, darowano mu życie. Po niedzielnym spotkaniu na Mapei Stadium ręka szefa PZPN drży.
Dalsza część tekstu pod wideo
On sam nigdy nie przyzna tego publicznie. Jest jednak zbyt inteligentny, żeby nie analizować i rozważać różnych wariantów. Na pewno rozważa "za" i "przeciw" dalszej pracy Brzęczka, bo słabe wyniki kadry uderzają także w niego i obraz pracy w PZPN. Kompromitacja w mistrzostwach Europy byłaby smutnym zakończeniem dziewięcioletniej prezesury.
Co więc jeśli z Holandią zaprezentujemy się równie słabo jak z Włochami? Czy jest na co czekać, skoro sygnały w meczach z najsilniejszymi dają jasny przekaz: "Idziemy w złym kierunku"? Jestem pewny, że Boniek widzi problemy tej drużyny. Jednak na tę chwilę nie jest przekonany, czy za wszystkie odpowiada selekcjoner i czy zmiana by cokolwiek zmieniła. Jeśli miałby taką pewność, zwolniłby selekcjonera już dziś.
Przeciwko Italii widzieliśmy wiele błędów indywidualnych. Nierozsądny faul Grzegorza Krychowiaka w polu karnym, jeszcze gorsze zachowanie Jacka Góralskiego, momentami nieprzytomnego Arkadiusza Recę (aut, po którym padł gol - ostatecznie nieuznany) i mnóstwo kłopotów technicznych - przyjęcia czy dokładne podania. Te błędy należy przypisać bezpośrednio zawodnikom, a nie selekcjonerowi.
Umiejętności Włochów w poruszaniu się po boisku, wymienności pozycji i konstruowania akcji były dwie półki wyżej. Ale żeby nie było - selekcjoner odpowiada za taktykę i dobór wykonawców. I tu popełnił swoje błędy rzutujące na obraz, jaki namalowała nam reprezentacja. Dowód? Trzy zmiany w przerwie, choć na oko powinno być ich co najmniej pięć. Połowa nietrafionego składu to duża pomyłka.
O dyspozycji kadrowiczów przeciwko Italii nie ma co dyskutować. Polska na boisku nie istniała, o czym pisałem po ostatnim gwizdku. To nie porażka boli najbardziej, ale właśnie przepaść, jaka dzieliła nas od tego, co zaprezentowali Azzurri. Z Włochami można przegrać. To nie wstyd. Ale kadra nie miała żadnego argumentu na odwrócenie tego spotkania. Nie udała nam się ani sztuka ryglowania, ani kontrataku. Nie mówiąc o ataku pozycyjnym. Wynik i statystyki meczu nie pozostawiają wątpliwości, kto nie tylko zasłużył na zwycięstwo, ale kto w Reggio Emilia wcielił się w rolę egzekutora.
Egzekutora, który wymierzył najmniejszy wymiar kary, bo przy obecności VAR nasz los byłby jeszcze bardziej mizerny. I tu wracam na chwilę do przewin samych zawodników. Z boiska szybciej wyleciałby Jacek Góralski za bandycki atak na nogi rywala. Czerwoną kartkę za uderzenie łokciem mógłby otrzymać także Robert Lewandowski. Gospodarze otrzymaliby także drugi rzut karny za zagranie ręką, gdyby arbiter mógł skorzystać z powtórki wideo. Dlatego 0:2 to niezły wynik w zderzeniu z tym, co zaprezentowali nasi piłkarze. Dysproporcja była wczoraj znacznie większa.
Reprezentacja Polski wsiadła w samolot do Katowic tuż po niedzielnym spotkaniu. Ale nawet włoskie lotnisko było dla niej tego wieczora niegościnne. Piłkarze i delegacja spędzili godzinę zamknięci w samolocie, bo był problem z domknięciem drzwi i schodami prowadzącymi do samolotu. Coś się zacięło. Jak na boisku.
Choć kadra wróciła do hotelu o czwartej nad ranem, we wczesny poniedziałek odbyła się narada najważniejszych ludzi PZPN. Dyskusja o tym, co dalej. I według mojej wiedzy żadne decyzje nie zapadły. Przeciwko Holandii na ławce na pewno zobaczymy Jerzego Brzęczka. Trzeba jednak zaznaczyć, że każdy - łącznie ze Zbigniewem Bońkiem - zdaje sobie sprawę z prostego faktu. Jeśli zmieniać, to to teraz. To ostatni dzwonek na tak poważną rekonstrukcję. W marcu zaczynamy el. MŚ, a potem już ostatnia prosta przed mistrzostwami Europy.
Głośnym echem odbiły się wczorajsze słowa, lub bardziej wymowne milczenie, Roberta Lewandowskiego przed kamerą TVP. Czy było to wotum nieufności dla selekcjonera? Kapitan w przeszłości krytykował niemal każdego selekcjonera, ale robił to raczej po fakcie. Tak było z Franciszkiem Smudą (złe przygotowanie do EURO) czy Adamem Nawałką (mieszanie i skomplikowanie taktyki). Teraz negatywna komunikacja najlepszego napastnika świata następuje wcześniej. Sam nie wiem, czy Roberta poniosły emocje, czy jednak było w tym pełne wyrachowanie i chciał wbić mocną szpilę selekcjonerowi.
Dowie się z pewnością Boniek, który będzie z Lewandowskim rozmawiał. Jeśli kapitan jaśniej wyartykułuje, że domaga się zmiany, to do takiej na pewno będzie bliżej. Ale decyzja należy tylko i wyłącznie do Bońka. Prezes nie ugnie się pod ciężarem opinii publicznej, która lubi wiać jak chorągiewka na wietrze - raz w lewo, raz w prawo. Ale zdanie kapitana (i zespołu?) na temat stanu kadry pod uwagę będzie wziąć musiał.
Moje opinia? O dymisji nie jestem przekonany w stu procentach, bo zwyczajnie uważam, że nie siedzimy na tej samej półce co TOP10 Starego Kontynentu. Na dziesięć meczów z najlepszymi przegramy osiem. Prawda, że wielu piłkarzy mamy niezłych, ale za to pod formą. Ewidentnym przykładem jest Grzegorz Krychowiak, a i chwalony do tej pory Jakub Moder pokazuje, że w tym przedziwnym roku i napakowanym kalendarzy brakuje mu paliwa.
Jeśli jednak dojdzie do zmiany, spodziewajcie się trenera z zagranicy. Krótki kontrakt, do połowy 2021 roku, żeby Boniek - jeśli na taki ruch się zdecyduje - mógł zostawić następcy pole wyboru. Obstawiam Włocha.

Przeczytaj również