Sławomir Peszko wspomina, jak poniósł go melanż. "Zje***em święta rodzicom, braciom, teściowi i menadżerowi"

Sławomir Peszko w rozmowie z Tomaszem Sararą podsumował swoją piłkarską karierę. Jednym z tematów wywiadu były pozaboiskowe wybryki zawodnika.
Peszko podczas rozmowy wrócił do wydarzeń z 2012 roku, gdy grał w barwach FC Koeln. Wówczas o Polaku zrobiło się głośno ze względu na to, że spędził Wielkanoc na posterunku. Piłkarz trafił w ręce policji po tym, jak - będąc pod wpływem alkoholu - pokłócił się z taksówkarzem.
- Niestety, poniósł mnie melanż. Konsekwencje duże, zostałem wyrzucony na rok z reprezentacji Polski, nie pojechałem na Euro. Szkoda wspominać, bo to głupie rzeczy. Spędzenie nocy na posterunku nie było miłe - oznajmił.
- To się ciągnie za mną, cała Polska o tym mówi. To był 2012 rok. Najgorsze było to, że wyszedłem w niedzielę rano i o 9 dzwonię do rodziców, to była Wielkanoc. Mówię: Mama, zjedliście śniadanie? To usiądźcie, bo będzie afera na całą Polskę - dodał.
- Zje***em święta rodzicom, braciom, teściowi i menadżerowi, który przez trzy dni był na telefonie. Trener reprezentacji przyjechał do Niemiec, nie spotkał się ze mną, tylko pojechał na posterunek. Mi się później nie chciało o tym rozmawiać - zaznaczył.
35-latek nie ukrywa, że na zawodników czeka wiele pokus, które nie jest łatwo pokonać.
- Jak w wieku 20 lat zarabiasz miesięcznie 25 tysięcy złotych, to może się w głowie poprzewracać. Wydaje się, że świat należy do ciebie. Sportowe samochody, wyjścia, ale to jest na krótką metę - podsumował.