Reprezentant Polski mógł trafić na Wyspy. "Temat był poważny, dyrektor sportowy przyleciał do Warszawy"
Damian Szymański udzielił obszernego wywiadu dla "Weszło". Pomocnik nie ukrywa, że swego czasu był bliski przenosin na Wyspy. Sprawa transferu spaliła jednak na panewce.
Szymański w 2018 roku prezentował się z dobrej strony w barwach Wisły Płock. Dzięki temu dostał szansę debiutu w reprezentacji Polski, a następnie zapracował na transfer do zagranicznego klubu. W styczniu 2019 roku Achmat Grozny zapłacił za pomocnika 1,5 mln euro. Z perspektywy czasu Szymański żałuje, że zdecydował się na ten ruch.
- W Wiśle Płock się rozwinąłem i chciałem wyjechać, żeby wykonać krok do przodu. Jednocześnie nie chodziło mi o rzucanie się na głęboką wodę, tylko stopniowy postęp. W praktyce wyszło, że ten ruch trochę okazał się klapą - ocenił w rozmowie z "Weszło".
Jak się okazuje, nieco wcześniej zainteresowanie pomocnikiem wykazywali działacze Brentford. Anglicy ostatecznie jednak zrezygnowali z finalizacji transakcji.
- Gdybym wcześniej mógł wybierać, zdecydowałbym się na Brentford. Było zainteresowanie, ale potem coś ucichło. Nie wiem, dlaczego. Dziś mogę stwierdzić, że byłby to lepszy wariant na pierwszy zagraniczny przystanek - dodał.
- Temat był poważny, dyrektor sportowy Anglików przyleciał do nas na spotkanie w Warszawie. Rozmawialiśmy przez dwie godziny, przedstawił ich plan na mnie. Koniec końców coś się po drodze wysypało i na stole miałem jedynie ofertę z Groznego - wyjawił.
Szymański ostatecznie po niezbyt udanych 12 miesiącach pożegnał się z Achmatem i trafił do AEK-u Ateny. Tam pokazuje dobrą dyspozycję. Pomocnik w związku z tym został zauważony przez Paulo Sousę.
- Znalazłem się na liście czterdziestu zawodników, których sztab kadry zaprosił na pierwszą rozmowę, ale na nic po cichu nie liczyłem. Byłem wtedy po ośmiu meczach, wcześniej pauzując przez całą jesień. Zakładałem, że selekcjoner będzie chciał mieć piłkarzy od dłuższego czasu grających systematycznie - podsumował.