Reprezentacja Polski wraca do "Kotła Czarownic". Ranking jej najbardziej pamiętnych meczów na Śląskim [VIDEO]
Reprezentacja Polski wraca na Stadion Śląski. To jedno z najważniejszych miejsc w historii naszego futbolu. Żaden polski stadion nie może się z nim równać legendą. Bo też żaden nie był świadkiem tylu pamiętnych meczów.
Górnik Zabrze właśnie na Śląskim parł do finału Pucharu Zdobywców Pucharów. Ruch Chorzów i GKS Katowice grały na nim swoje mecze w europejskich pucharach. A reprezentacja rozgrywała kluczowe spotkania w eliminacjach wielkich turniejów.
I właśnie na meczach biało-czerwonych skupiamy się w tym subiektywnym zestawieniu. Nie zawsze na najlepszych, ale mających największą wagę, swoją historię i - przede wszystkim - najbardziej pamiętnych.
10. Polska – Słowacja 0:1 (2009)
Ostatni dotąd mecz reprezentacji na Stadionie Śląskim. Wyjątkowo smutne pożegnanie wyjątkowo nieudanych eliminacji do mundialu w RPA. Tymczasowym selekcjonerem był Stefan Majewski, który na chwilę zastąpił wyrzuconego z pracy Leo Beenhakkera. Na boisku zaprezentowali się się m.in. Jerzy Dudek, Jakub Błaszczykowski i raczkujący w kadrze Robert Lewandowski. Oglądało ich nieco ponad 4 tysiące widzów. Kibiców odstraszyły fatalne wyniki, zgniła atmosfera wokół reprezentacji, przedwczesne nadejście zimy i organizowana wówczas akcja bojkotowana meczów kadry w sprzeciwie wobec władz PZPN.
Jedyny gol padł na samym początku gry – swojaka wbił Seweryn Gancarczyk. Polacy mieli przed sobą niemal cały mecz, ale nie potrafili odrobić strat. Słowacy po ostatnim gwizdku mogli się cieszyć z pierwszego samodzielnego awansu do mistrzostw świata.
Jesienią 2009 roku pojawiały się jeszcze pomysły, by Stadion Śląski stał się jedną z aren EURO 2012. Ostatecznie, jak pamiętamy, turniej przeprowadzono na czterech stadionach, a na chorzowskim kolosie przez wiele lat trwały prace budowlane. Otwarcie zmodernizowanego obiektu odbyło się dopiero 1 października 2017 roku.
9. Polska – Anglia 1:1 (1993)
Kto zaczynał się interesować futbolem w latach 90-tych, ten pamięta detal z tego meczu. Chris Woods zamiast wybić piłkę daleko przed siebie, wystawił ją Markowi Leśniakowi, ale ten nie wykorzystał doskonałej okazji. Dariusz Szpakowski krzyczał: „Szansa! Aj, Jezus Maria!”.
Gdy Leśniak marnował świetną sytuację, Polacy prowadzili po golu Dariusza Adamczuka. W końcówce meczu wyrównał Ian Wright. Zamiast zwycięstwa – tylko remis 1:1.
Spotkanie przeszło do historii jeszcze z dwóch powodów. Polacy, którym na zgrupowaniu brakowało sprzętu, zagrali w strojach po... Hamburgerze SV, które zorganizował Andrzej Grajewski. Na herb niemieckiego klubu naszyto polskie godło.
Meczowi towarzyszyły też przerażające wydarzenia wokół boiska. W drodze na chuligan Cracovii zasztyletował fana Pogoni Szczecin. A w trakcie gry na trybunach Śląskiego doszło do burd i olbrzymiej bijatyki między kibicami polskich drużyn. Reprezentacja kolejny mecz w Chorzowie zagrała dopiero po czterech latach.
8. Polska - Belgia 0:0 (1985)
Drugi w historii awans do mundialu na Stadionie Śląskim. I jeszcze jeden zwycięski remis reprezentacji Polski.
Do sukcesu wystarczał punkt. Udało się go wyszarpać. Polacy w pierwszej połowie byli trochę lepsi. Najlepszą okazję do zdobycia gola miał Zbigniew Boniek - piłka po jego strzale odbiła się od słupka. Po przerwie do ataku rzucili się Belgowie, ale wielki mecz rozgrywał Józef Młynarczyk.
Belgowie i tak pojechali na mundial - w barażowym dwumeczu pokonali reprezentację Holandii. W Meksyku byli rewelacją - zajęli czwarte miejsce. Polska odpadła już po czterech meczach.
7. Polska – Portugalia 1:1 (1977)
Pierwszy taki mecz na Stadionie Śląskim - Polacy świętowali na nim awans do mistrzostw świata w Argentynie. Także drużynie Jacka Gmocha do wbicia pieczątki do mundialowych paszportów wystarczył jeden punkt.
W centrum uwagi był Kazimierz Deyna, który strzelił gola bezpośrednio z rzutu rożnego. Eksplozji radości jednak nie było. Gdy publiczność zorientowała się, kto trafił do bramki, nieckę stadionu wypełniły przeraźliwe gwizdy. Było je słychać przez cały mecz – zawsze wtedy, gdy kapitan reprezentacji przejął piłkę.
Dlaczego? Nikt nie jest w stanie tego wyjaśnić. Najczęściej mówi się o tym, że Deyna obrywał nie za siebie, ale – jako piłkarz wojskowej wówczas Legii – za komunistyczny reżim.
6. Polska - NRD 1:0 (1981)
Antoni Piechniczek uważa, że to był jego najważniejszy mecz w roli selekcjonera reprezentacji Polski. Klucz, który pozwolił otworzyć drzwi do mundialu.
- Gdyby nie ten pojedynek, to Polska pewnie by nie zagrała w mistrzostwach świata w Hiszpanii. Od tego zwycięstwa zaczęto na moją reprezentację trochę inaczej patrzeć. To w Chorzowie zaczęła się droga, która zaprowadziła nas do trzeciego miejsca w mundialu - wspominał Piechniczek w "Dzienniku Zachodnim".
Decydującego gola strzelił Andrzej Buncol, który rozgrywał dopiero czwarty mecz w reprezentacji Polski. Później stał się kluczowym zawodnikiem biało-czerwonych i jednym z ulubieńców Piechniczka.
Do awansu do mistrzostw świata potrzebne było jeszcze jedno zwycięstwo - tym razem na wyjeździe z NRD. Polacy wygrali w Lipsku 3:2.
5. Polska – Portugalia 2:1 (2006)
Najlepszy mecz reprezentacji Polski za kadencji Leo Beenhakkera. I na pewno najlepszy w pierwszej dekadzie XXI wieku.
A przecież nic nie zapowiadało wielkiej gry biało-czerwonych. Polacy kiepsko zaczęli eliminacje do EURO 2008: na początek przegrali z Finlandią, potem tylko zremisowali z Serbią, a tuż przed meczem z Portugalią niemożliwie mordowali się w Kazachstanie.
Gdy wydawało się, że posada Beenhakkera już po kilku miesiącach zawiśnie na włosku, dokonał się niespodziewany przełom. Grzegorz Bronowicki zatrzymał Cristiano Ronaldo, Mariusz Lewandowski rządził w środku pola, a Euzebiusz Smolarek strzelił dwa gole.
To był punkt zwrotny tamtych eliminacji. Gdyby nie było zwycięstwa z Portugalią i wytworzonej dzięki niemu energii, nie byłoby pierwszego w historii awansu reprezentacji Polski do mistrzostw Europy.
4. Polska – Norwegia 3:0 (2001)
Początek kadencji Jerzego Engela był fatalny – reprezentacji minuty bez gola liczono w setkach. Nic nie wskazywało na sukces w eliminacji. A jednak: Polacy wystartowali od niespodziewanego zwycięstwa z Ukrainą, potem sumiennie gromadzili punkty korzystając z dobrego losowania i przed szansą zapewnienia sobie awansu na mundial stanęli już na trzy kolejki przed końcem rozgrywek grupowych.
Na gola w meczu z Norwegią musieliśmy czekać do doliczonego czasu pierwszej połowy. Paweł Kryszałowicz wyłuskał piłkę spod nóg Henninga Berga i przytomnym strzałem wbił ją do bramki. Po przerwie wynik ustalili pozostali napastnicy: Emmanuel Olisadebe i Marcin Żewłakow.
Dlaczego ten mecz umieściliśmy wyżej od świetnego spotkania z Portugalią? Dlaczego jest wyżej od innych awansów na mundial? Bo dla dwóch pokoleń był to pierwszy świadomie przeżywany sukces dorosłej reprezentacji Polski – na mundial wróciliśmy po szesnastu latach przerwy. Biało-czerwoni awans zapewnili sobie jako pierwsza drużyna z Europy. Mecz z Norwegią był też szczytem, początkiem końca drużyny Engela, ale to już zupełnie inna historia...
3. Polska – ZSRR 2:1 (1957)
Mecz-legenda. Polacy pierwsze spotkanie z ZSRR w eliminacjach do mistrzostw świata w 1958 roku przegrali 0:3. W rewanżu musieli wygrać, by przedłużyć nadzieje na awans i doprowadzić do meczu barażowego.
I wygrali! Bohaterem został Gerard Cieślik, który dwa razy pokonał słynnego Lwa Jaszyna. Po meczu z boiska na rękach znosili go kibice. Na trybunach mogło ich być ponad 100 tysięcy. Podobno zostawili po sobie kilkadziesiąt tysięcy butelek po wódce...
Sukces miał niezwykłą wartość. Nie tylko sportową, bo Mecz odbył się w gorącym okresie politycznym. Niedługo po wojnie, po brutalnym podporządkowaniu sobie Polski przez Związek Radziecki, każdy chciał dokopać Ruskim przynajmniej na boisku. Udało się, choć na wszelki wypadek lepiej było za bardzo nie afiszować się ze swoją radością. Mogło to grozić spotkaniem z... milicją i Służbą Bezpieczeństwa.
A z wyjazdu na mundial nic nie wyszło - W barażu Polacy przegrali z ZSRR 0:2.
2. Polska – Holandia 4:1 (1975)
Nie brakuje opinii, że wielka drużyna Kazimierza Górskiego swojego najwspanialszego meczu wcale nie rozegrała podczas igrzysk olimpijskich w Monachium albo na mundialu w 1974 roku, ale właśnie w trakcie eliminacji do EURO 1976.
Ten mecz miał się odbyć rok wcześniej - w finale mundialu. Awansowali do niego tylko Holendrzy, którzy na tamtych mistrzostwach zachwycali futbolem totalnym. Pięknie grających Polaków powstrzymały bajoro na boisku we Frankfurcie do spółki z reprezentacją Niemiec.
Holendrzy przyjechali do Chorzowa w pierwszym garniturze z Johanem Cruyffem na czele. „Boski” nie wspominał tego meczu zbyt dobrze - na jednej z klatek uwieczniono jak klęczy przed Kazimierzem Deyną. Jeszcze w pierwszej połowie gole strzelili Grzegorz Lato i Robert Gadocha. Holendrzy rzucili się do odrabiania strat, ale w drugiej połowie wylądowali na deskach jeszcze dwa razy po ciosach Andrzeja Szarmacha. Gościom sił starczyło do zdobycia jednej bramki – trafił Rene van der Kerkhof.
Paradoks polega na tym, że być może najlepszy mecz w historii reprezentacji Polski nie dał zupełnie niczego, bo biało-czerwoni nie awansowali do turnieju finałowego mistrzostw Europy. Wówczas grała w nim absolutna elita – tylko cztery najlepsze drużyny w Europie. Szanse na awans przegraliśmy miesiąc później. Polacy w Holandii przegrali 0:3.
1. Polska – Anglia 2:0 (1973)
Kluczowy moment eliminacji mistrzostw świata w 1974 roku. Gdyby nie to zwycięstwo, pewnie nie byłoby legendarnego rewanżu na Wembley, rewelacyjnego mundialu, meczu na wodzie, trzeciego miejsca na świecie... I właśnie ze względu na wagę zasługuje na pierwsze miejsce na tej liście.
Wciąż nie ma pewności, kto strzelił pierwszego gola. Robert Gadocha? A może jednak Jan Banaś? Żadnych wątpliwości nie było za to przy drugim trafieniu. Włodzimierz Lubański na połowie boiska zabrał piłkę Bobby'emu Moore'owi, pognał na bramkę Anglików i strzelił drugiego gola dla Polski.
Kilka minut później kapitan reprezentacji przeżywał swój dramat. Po starciu z Royem McFarlandem załamała się jego kariera. Zerwane więzadła, uszkodzona łąkotka, dwie operacje... Mundial przepadł. Lubański do gry wrócił po wielu miesiącach przerwy. Do reprezentacji Polski – po trzech latach. Do formy sprzed urazu – nigdy.
I jeszcze jedno – to właśnie po zwycięstwie z Anglią zaczęto mówić o „Kotle Czarownic”. Niezwykły tumult na trybunach zrobiło wówczas ponad 90 tysięcy ludzi.
Bartosz Wlaźlak