Real Madryt pożegnał swoją legendę. "Nawet najbliżsi nie mogli z nim rozmawiać. To wyjątkowo smutna śmierć"
Lorenzo Sanz sobotniego wieczoru zmarł z powodu zakażenia koronawirusem. Były prezes Realu Madryt miał 76 lat. Jak przyznał na łamach "Marki" były piłkarz "Królewskich", Predrag Mijatović, ze względu na zagrożenie kolejnymi zarażeniami z Sanzem nie mogła pożegnać się nawet najbliższa rodzina.
Koronawirus mocno uderza także w świat sportu. Nie tylko ze względu na odwoływanie kolejnych rozgrywek, ale też zakażenia ludzi związanych z największymi klubami na świecie. W sobotę zmarł Lorenzo Sanz, były prezes Realu Madryt, który doprowadził drużynę do dwóch triumfów w Lidze Mistrzów.
Na łamach "Marki" szczegółami sytuacji podzielił się były piłkarz drużyny, Predrag Mijatović, którego na Santiago Bernabeu sprowadził właśnie Sanz. Ujawnił, że z 76-latkiem nie mogła pożegnać się nawet najbliższa rodzina. Czarnogórzec przyznał, że był w kontakcie z synem Sanza, Fernando.
- Taka śmierć, bez możliwości pożegnania się, powiedzenia ostatniego słowa jest bardzo, bardzo smutna. To jedna z najsmutniejszych nocy w moim życiu. W ciągu ostatnich dni byłem w stałym kontakcie z Fernando i wiem, przez co przechodzili. Nawet oni nie mogli z nim rozmawiać - powiedział Mijatović.
- Nadal nie mogę w to uwierzyć. Uważałem go za ojca. Bardzo go kochałem. Był bardzo ważną osobą w moim życiu. Nadal wysyłaliśmy sobie wiadomości, co jakiś czas jedliśmy razem. W życiu są ludzie, którzy zostawiają w nim ślad i Lorenzo był jednym z nich - zakończył były piłkarz.