Przyszedł do Legii Warszawa z wielkiego klubu. A potem... klapa

Jeszcze kilka lat temu był jednym z najbardziej kolorowych ptaków Ekstraklasy. Nie oznacza to jednak, że osiągał w Polsce spore sukcesy. Dla Bruno Mezengi pobyt w Legii Warszawa stanowił tylko przystanek, natomiast sympatycy stołecznych pamiętają go po dziś dzień.
Ściągnięcie na ul. Łazienkowską 3 Bruno Mezengi przed rozpoczęciem sezonu 2010/2011 miało być jednym z lekarstw na uzdrowienie ofensywy Legii. Włodarze klubu postawili na zagraniczny zaciąg, sprowadzając też m.in. Manu czy Ariela Cabrala.
To Mezenga był jednak najwyżej wyceniany, a więc po nim obiecywano sobie jednak najwięcej. Dość powiedzieć, że piłkarza wypożyczano z utytułowanego Flamengo, a on sam w przeszłości grał dla młodzieżowych reprezentacji Brazylii. Dlatego wydawało się, że tym razem wszystko musi wypalić.
Snajperowi poszło jednak co najwyżej średnio. W pierwszych pięciu meczach sezonu 2011/2012 nie strzelił gola ani nie zanotował asysty. Stołeczni przegrywali z Ruchem Chorzów czy Zagłębiem Lubin, ocierając się o strefę spadkową. Przełamanie, choć skromne, przyszło dopiero w dalszej części kampanii.
Stołeczni zaczęli wracać na zwycięską ścieżkę, a Mezenga przyczynił się do tego trzema bramkami zdobytymi w rundzie jesiennej. Debiutanckie trafienie zaliczył w prestiżowym starciu z Lechem Poznań. Następnie strzelał też gole Górnikowi Zabrze czy Arce Gdynia. Były one jednak nieco szczęśliwe.
Już wtedy pojawiały się głosy, że Mezenga odbiega boiskowym zachowaniem od partnerów. Jeszcze gorzej było po rozpoczęciu rundy wiosennej. Po dwóch rozegranych przez Brazylijczyka spotkaniach prasa przyznawała wprost, że "snuł się, a nie biegał", a Maciej Skorża, choć bez wymieniania nazwisk, przyznawał, że wymaga od niektórych zawodników znacznie większego zaangażowania.
Oprócz słabej formy problem stanowiła również ewentualna kwota wykupu gracza z Flamengo. Mówiło się o czterech milionach złotych. Dlatego po marcowym ćwierćfinale Pucharu Polski z Ruchem Chorzów Mezenga już nie zagrał w Legii. Nigdy nie znalazł się potem nawet w kadrze stołecznych.
Legia stała się czwartym klubem, do którego Brazylijczycy wypożyczyli Mezengę. Piątym i ostatnim była Crvena zvezda. Później napastnik z Kraju Kawy próbował zawojować Turcję, a w 2018 roku powrócił do ojczyzny. Teraz ma 36 lat i pogrywa w niższych ligach. Obecnie ma na koncie 15 zwiedzonych klubów. Po raz ostatni świat usłyszał o napastniku w zeszłym roku, gdy jego piątoligowa Agua Santa wygrała z Palmeiras w finałach ligi stanowej Sao Paulo, a on sam zdobył obie bramki. Szkoda, że nie strzelał tak w Polsce.

***
Tekst powstał w ramach cyklu "Polska Piłka", w którym wspominamy m.in. piłkarzy biegających niegdyś po polskich boiskach, pamiętne mecze przedstawicieli Ekstraklasy w Europie, a także nieco zapomniane już kluby z naszego kraju.