Projekt Bayern, czyli Niko Kovac kontra zarząd. Czy monachijczykom uda się w końcu podbić Europę?

Futbol to słowo, które swoim znaczeniem obejmuje dosyć szeroki zakres, ale z pewnością nie ma w nim miejsca na sentymenty. Każdy klub żyje z wygranych, pucharów, sukcesów, a ich brak prawie zawsze powoduje konieczność zmian personalnych zarówno w składzie, jak i na ławce trenerskiej.
Dotyczy to przede wszystkim topowych ekip, które są zobligowane do odnoszenia masowych zwycięstw. Każda wpadka wywołuje burzliwe dyskusje dotyczące końca cyklu i potrzeby swoistego odświeżenia drużyny. Nie inaczej jest w przypadku Bayernu Monachium.
W maju przygodę z „Bawarczykami” zakończył Jupp Heynckess. Ostatni mecz pod wodzą 73-letniego szkoleniowca był pewnego rodzaju przekazaniem pałeczki, ponieważ Bayern mierzył się w finale Pucharu Niemiec z Eintrachtem Niko Kovaca - swojego nowego trenera.
Zapewne przed startem spotkania działacze z Karlem-Heinzem Rummenige i Uli Hoenessem na czele zakładali, że ostatni mecz będzie pięknym zwieńczeniem kariery Heynckessa, który przecież stworzył najlepszy Bayern w historii.
Jak jednak wszyscy dobrze wiemy „Bawarczycy” polegli 1:3. Gorzkie pożegnanie Heynckessa pokazało, że wspaniałe czasy, gdy „Gwiazda Południa” siała postrach w całej Europie minęły. Pozostaje kwestia tego, czy bezpowrotnie.
Kardiolog z Bałkanów
Decyzja o zatrudnieniu Niko Kovaca pokazuje, że zarząd Bayernu zmienia swoją politykę i chce, aby drużyna była budowana w oparciu o pracę, a nie wyłącznie talent, którym dysponuje kadra. Poprzedni szkoleniowcy w osobach Guardioli i Ancelottiego byli znani z tego, że skupiali się przede wszystkim na taktyce dostosowywanej w zależności od rywala. Ale nie z Kovacem takie „numery”.
Przywrócenie zawodnikom chęci do gry, motywacji skutkującej wzrostem zaangażowania, może przynieść same pozytywne skutki. Po kilku sezonach pewnego przestoju, kiedy drużyna zarówno pod względem personalnym, jak i taktycznym nie dokonywała wielkich zmian, nadszedł czas na rewolucję.
I naturalnie nie można mówić, że Bayern utraci swój styl, ponieważ dotychczasowe działania Kovaca to nic innego jak ulepszenie metod stosowanych przez Heynckessa we wspomnianym już sezonie 12/13, który okazał się być najlepszym w historii klubu.
Pod wodzą chorwackiego szkoleniowca Eintracht znany był ze stosowania wysokiego pressingu, dzięki któremu możliwe było wyprowadzanie zabójczo szybkich kontr. Kolejny element wspólny łączący „Bawarczyków” sprzed 6 lat i „Orły” Kovaca to pomieszanie stylów gry zawodników, występujących na podobnych pozycjach.
Duet Rebić-Haller to idealne odzwierciedlenie zarówno Mario Mandzukica, jak i Mario Gomeza, którzy byli głównymi architektami trypletu Bayernu. Postawienie obok siebie szybkiego, ale jednocześnie niezwykle postawnego „pracusia” oraz wysokiego „tura”, którego zadania będą ograniczać się do wykańczania akcji było ryzykowne, ale odniosło ogromny sukces we Frankfurcie i nic nie stoi na przeszkodzie, aby powtórzył się w Monachium.
Stara gwardia w nowym ustawieniu
Na Allianz Arenie na Kovaca czekają wręcz idealne warunki do odwzorowania składu i schematów, które stosował w poprzednim miejscu pracy. Zasoby kadrowe Bayernu pozwalają na ustawienie drużyny w preferowanym przez 46-latka systemie 3-1-4-2, mogącym okazać się lekiem na całe zło, które w ostatnich latach spotykało najbardziej utytułowany niemiecki klub.
Oczywiście podana jedenastka może ulec zmianie ze względu na nadchodzące transfery, ale tym zajmiemy się nieco później. Bazując na aktualnie reprezentujących klub zawodnikach wydaje się, że to ustawienie będzie wprost idealnym - takim, które pozwoli wydobyć wszelkie umiejętności z każdej jednostki.
Hummels i Boateng to stoperzy, którzy pod względem wyprowadzania piłki stanowią europejską czołówkę. Ich ustawienie po bokach pozwoli Bayernowi na przesunięcie linii pomocy zdecydowanie wyżej w ataku pozycyjnym, co ułatwi dominację rywala, ale równocześnie dalekie przerzuty któregoś z Niemców mogą nierzadko inicjować szybkie kontrataki.
Ofensywne zapędy obu stoperów nie będą miały jednak negatywnych konsekwencji w przypadku strat z powodu Niklasa Süle, który ze względu na charakterystykę zdaje się być stoperem z ubiegłego stulecia. Wysoki, pewny w interwencjach, niezwykle agresywnie kryjący oponenta, który jednak nie przykłada wielkiej wagi do rozgrywania piłki.
W tym zestawieniu jego główna wada nie będzie eksponowana, ponieważ za kreację będą odpowiadać partnerzy po bokach. O tym jak ogromne skutki może to przynieść niech świadczą mecze, które spowodowały, że Bayern zdobył tylko tytuł mistrza Niemiec w zeszłym sezonie, czyli finał krajowego pucharu oraz półfinał Ligi Mistrzów.
Rebić oraz Asensio wykorzystali mierne możliwości motoryczne Niklasa Süle, który w systemie 4-3-3 lub 4-2-3-1 był zmuszony do grania wyżej, aby drużyna miała szansę na zdominowanie rywala. Formacja 3-4-1-2 pozwoli uwydatnić atuty wychowanka Eintrachtu, ponieważ będzie on odpowiedzialny wyłącznie za grę obronną i neutralizowanie rywali w przypadku strat Hummelsa bądź Boatenga (lub innego stopera, jeśli klub zdecyduje się pożegnać 29-latka).
W takim zestawieniu wahadłowymi byliby Alaba oraz Kimmich, którzy właśnie w grze ofensywnej odnajdują się najlepiej. Obaj przecież zaczynali kariery jako środkowi pomocnicy i dopiero na skutek braków kadrowych skończyli na bokach obrony.
Grając czwórką z tyłu potencjał obu panów jest „duszony”, bo rzadko mogą pozwalać sobie na długie wypady pod pole karne rywala. Zmiana formacji może spowodować prawdziwy wybuch formy, która w przypadku zarówno Alaby, jak i Kimmicha i tak była dosyć wysoka w ostatnich sezonach.
Przejście na system gry 3-4-1-2 najmniej zmian powoduje w pomocy i to również może być atutem Bayernu Kovaca, ponieważ akurat w drugiej linii „Bawarczycy” dysponują największym dobrobytem. Brak sukcesów na arenie europejskiej zwykle był spowodowany indolencją napastników lub błędami defensywy.
W kwestii ofensywy Bayernu kluczowy będzie powrót do wspomnianej już mieszanki zawodników o odmiennej charakterystyce. W takim wypadku Robert Lewandowski odgrywałby rolę czyhającego na dogrania kolegów killera, co oczywiście uwydatniłoby atuty Polaka, czyli wyśmienitą grę głową i niemal perfekcyjne wykończenie.
Partnerem „Lewego” w takim zestawieniu powinien być pracowity napastnik z ogromną wizją gry, który sprawdzałby się zarówno w odbiorze piłki, stosując wysoki pressing, jak i w jej rozegraniu, gdyby naciskanie na rywala przyniosło oczekiwane efekty.
Niestety dla „Bawarczyków” ani Wagner ani Muller nie są idealnymi kandydatami do takiej roli. Kovac na wielu pozycjach dysponuje szerokim wachlarzem możliwości, ale akurat formacja ofensywna potrzebuje wzmocnień w postaci piłkarza o charakterystyce Ante Rebica, z którym Chorwat współpracował w Eintrachcie.
Transfery potrzebne na wczoraj
Jak widać w kadrze Bayernu drzemie ogromny potencjał, który dzięki Kovacowi może wreszcie zostać odpowiednio wykorzystany. Mimo wszystko, dla prawie wszystkich obserwatorów pewne jest to, że w Monachium musi w końcu dojść do wielkich transferów.
Kimmich potrzebuje klasowego zmiennika, a Lewandowski partnera do ataku, który mógłby pełnić rolę Rebica z Eintrachtu. Najodpowiedniejszymi kandydatami są sprawdzeni tak w Bundeslidze, jak i na arenie międzynarodowej Pavard oraz…Rebić.
Obu zawodników dałoby się sprowadzić ze Stuttgartu i Frankfurtu, wydając około 100 milionów, co patrząc na jakość oraz doświadczenie w młodym wieku jest niezwykle atrakcyjną ceną. Za niewielką jak na obecny rynek kwotę Bayern mógłby pozyskać dwóch wyśmienitych zawodników, którzy nie potrzebowaliby czasu na aklimatyzację. Jedyną przeszkodą okazuje się być zarząd Bayernu, który mimo spadku jakości nie widzi konieczności wzmocnienia składu.
Czołówka odjeżdża, Bayern zostaje w peletonie
Najwięksi rywale drużyny z Monachium na arenie europejskiej od lat wzmacniają swój skład, wydając niebagatelne kwoty na nowych zawodników, aczkolwiek procentuje to wzrastającą liczbą trofeów.
Juventus w ostatnich 4 latach zdobył 4 dublety krajowe, Real rządzi w Lidze Mistrzów, Barcelona w 4 lata zgarnęła 3 dublety oraz jeden tryplet, a PSG w ciągu ostatnich 4 lat sięgnęło po 11 trofeów we Francji. W tym samym czasie Bayern zdobył zaledwie 1 krajowy dublet.
Jak widać ogromne wydatki mają przełożenie na pasmo sukcesów. „Bawarczycy” są nie do pokonania na przestrzeni całego sezonu ligowego, ale w pojedynczych spotkaniach drużyny pokroju BVB i Eintrachtu coraz częściej znajdują sposób na „FC Hollywood”. Z kolei wyczyny Bayernu na arenie europejskiej można podsumować dwoma słowami – hiszpańska konkwista.
Dom spokojnej starości im. Uliego Hoenessa
Aby znów nawiązać walkę z Realem czy Barceloną, Bayern potrzebuje wzmocnień. Niko Kovac udowodnił już, że jest wybitnym szkoleniowcem, ale funkcjonowanie klubu zależy od większego grona ludzi niż tylko trener. Do sukcesów „Bawarczyków” cegiełkę powinni dołożyć również działacze, którzy jednak nie traktują potrzeby podniesienia poziomu kadry priorytetowo.
Jedynymi wzmocnieniami Bayernu na przyszły sezon jak na razie pozostają Rafinha oraz Robben z którymi przedłużono kontrakty. Jeśli Bayern nadal chce być uznawany za poważnego kandydata do zdobycia trypletu musi poszerzyć i przede wszystkim odmłodzić kadrę. Duet „Robbery” to przeszłość.
Zresztą najlepiej o tym świadczą słowa Lewandowskiego, który niecały rok temu oświadczył, że Europa odjeżdża Bayernowi ze względu na bierność zarządu w działaniach na rynku transferowym.
Odważny wywiad udzielony przez Roberta sprawił, że ruszyła lawina transferowych plotek, ale ostatecznie wszystko wskazuje na to, że „Lewy” zostanie w Monachium, mimo że w klubie nie zanosi się na zmianę sposobu działania i zwiększenie wydatków na nowe nabytki.
Dla samego klubu jest to znakomita informacja, ponieważ odejście polskiego snajpera zapewne nie zmieniłoby mentalności działaczy. Mogłoby się okazać, że lepszym rozwiązaniem, z perspektywy prezesa, byłoby wznowienie kariery przez Rummenige niż wydanie choćby jednego centa na nowego napastnika.
Inwestycje kluczem do sukcesu
W końcu od pewnego czasu to właśnie stan klubowego konta jest dla zarządu sprawą pierwszorzędną. Kolejne okienko transferowe trwa w najlepsze, a w Monachium najgłośniej mówi się o odejściu czołowych zawodników, którzy dotychczas stanowili trzon drużyny.
Jeśli Bayern chce znów nawiązać do czasów, gdy bez problemu masakrował Juventus, Barcelonę i resztę europejskiej czołówki, to poza znakomitym szkoleniowcem potrzebuje transferów. Kovac z aktualnymi zasobami ludzkimi na pewno jest w stanie zdominować krajowe podwórko, ale w Lidze Mistrzów zmiennicy pokroju Comana i Sanchesa mogą okazać się niewystarczający.
Do końca sierpnia jeszcze wiele dni, podczas których Bayern może dokonać działań, by stworzyć projekt gotowy do kolejnego zwycięstwa w Lidze Mistrzów. Zmieniono szkoleniowca, zmieniono system gry, nadszedł czas również na roszady personalne, które odmłodzą i przede wszystkim ulepszą kadrę monachijczyków.
Mateusz Jankowski