Prezes Ekstraklasowicza wypalił. Skomentował aferę, nagle zaczął mówić o Messim
W ostatnich dniach głośno zrobiło się o konkretnych działaniach Stali Mielec. Prezes Jacek Klimek udzielił wywiadu portalowi Weszło, w którym próbował wyjaśnić kilka kontrowersyjnych spraw.
Stal zakończyła poprzedni sezon Ekstraklasy na 11. miejscu. Po zakończeniu rozgrywek z klubem pożegnał się Leandro, z którym nie przedłużono kontraktu.
Brazylijczyk był sfrustrowany sposobem pożegnania się z mielczanami. W późniejszych wywiadach przyznał, że nikt formalnie nie poinformował go o zakończeniu współpracy. Miał także zarzuty do sposobu konstrukcji kontraktu, który wygasł wraz z końcem maja, a nie czerwca.
Leandro negatywnie wypowiedział się na temat działań Klimka w rozmowie z Marcelem Kowalczukiem z PodkarpacieLive. Niedługo potem młody dziennikarz ujawnił, że nie przyznano mu akredytacji na mecze Stali w przyszłym sezonie. Mielecki klub spotkał się z ogromną krytyką. Teraz prezes klubu zabrał głos na te tematy.
- Dbam o piłkarzy, więc wyciąganie takich historii jest po prostu słabe. Leo bardzo chciał zostać w Stali, ale niestety czasem tak jest, że koncepcja sztabu czy klubu wygląda inaczej i drogi się rozchodzą. A jeśli ktoś myśli, że pójdzie do mediów, uderzy w Klimka i dzięki temu Klimek się złamie, przedłuży kontrakt, to jest w błędzie - podkreślił Klimek w rozmowie z portalem Weszło.
- Mamy taką zasadę czy może procedurę - jeśli kończy się kontrakt, to zawodnicy zgłaszają się trzy miesiące przed, czasami pół roku przed końcem, by ustalić, co robimy dalej. Leo nigdy tego nie zrobił, nie zapytał o nic, potem się obraził na ludzi pracujących w klubie, nie chcę wchodzić w konkrety, ale zaczęły się niepotrzebne zawirowania. Teraz nagle poszedł do mediów i powiedział, że Klimek jest zły, bo nie przedłużył z nim kontraktu, nic nie powiedział i go oszukał. Może w innym modelu jest tak, że zaprasza się zawodnika, wszystko wyjaśnia i przeprasza za brak przedłużenia kontraktu. Mamy inne procedury. Skoro Leo o nic nie pytał, uznaliśmy, że ma nowy pomysł na życie - kontynuował.
Działacz poruszył również temat braku akredytacji dla Marcela Kowalczuka. Według relacji prezesa klub nie utrudnia dziennikarzowi prowadzenia kariery.
- W tej kwestii również jestem przedstawiany w świetle bardzo negatywnym. Niestety nikt nie zainteresował się szczegółami. Marcel trenuje u nas w akademii, jest naszym zawodnikiem, bawi się też w dziennikarstwo, nie mam z tym problemu, niech to robi dalej, mnie czy Stali to nie przeszkadza. Po ostatnim sparingu przeprowadził wywiad z naszym zawodnikiem Dawidem Tkaczem i nikt nie robił mu z tego tytułu problemów. Zostałem zaatakowany, że biedny, młody człowiek nie będzie mógł wejść na stadion, będzie musiał jeździć na mecze wyjazdowe, bo inne kluby go wpuszczą, a zły Klimek nie - wypalił prezes Stali w rozmowie z Pawłem Paczulem.
- PodkarpacieLive, czyli portal, z którym współpracuje Marcel, dostało jedną stałą akredytację i my nie wpływamy na to, czy otrzymał ją Marcel czy inny dziennikarz. Potem losy tej historii były błyskawiczne: pojawił się chwytający wszystkich za serce wpis, ja zacząłem zbierać ciosy, że jestem taki i owaki, że chłopakowi zabraniam przychodzić na mecze, że krzywdzę dziecko (...). Marcel ma korzyść z tej sytuacji, bo zyskał na popularności i gdyby dzisiaj starał się o jakąś pracę - to sądząc po wpisach - wszyscy by go zatrudnili. Niestety prezes dostał po głowie, pewnie nawet jakbyśmy zakontraktowali Leo Messiego, to nie mielibyśmy takiego rozgłosu jak w związku z tą sprawą - dodał Klimek.
Stal rozpocznie sezon ligowy w przyszły poniedziałek. W pierwszej kolejce Ekstraklasy zagra z Widzewem Łódź.