"Po tak kompromitującym występie nie wykłócałbym się o wejściówki". Lato mocno o Błaszczykowskim i EURO 2012
- Po tak kompromitującym występie położyłbym raczej uszy po sobie, spuścił głowę i z pokorą przeprosił kibiców, a nie wykłócał się o wejściówki - pisze Grzegorz Lato, odpowiadając Jakubowi Błaszczykowskiemu na aferę biletową, która miała miejsce po EURO 2012.
Książka “Grzegorz Lato. Król mundiali”, napisana wspólnie z Piotrem Dobrowolskim, trafiła właśnie do sprzedaży nakładem Wydawnictwa SQN.
Zamów książkę TUTAJ!
Materiał powstał przy współpracy z wydawnictwem SQN.
Fragment książki:
Bileter Błaszczykowski
Nasz kapitan po porażce z Pepikami powiedział dziennikarzom, że piłkarze nie mogli skupić się na grze, bo głowy zajmowały im problemy z biletami dla ich rodzin. Pan Błaszczykowski oskarżył działaczy związku, a konkretnie mnie, że nie dopilnowaliśmy, aby wejściówki na stadion we Wrocławiu dotarły do zawodników dostatecznie wcześnie, by ci zdążyli rozdać je najbliższym. To nie fakt, że nasi wolniej biegali, źle kryli i strzelali gorzej od rywali, sprawił, że Czesi wykopali nas z Euro, a brak dopingu cioci Joli i wuja Stasia, którzy nie dostali biletów. I znów w Polskę poszedł przekaz, że nieudacznicy z PZPN oderwali naszych dzielnych wojowników od ich obowiązków, pozbawili piłkarzy wsparcia rodzin, a bilety przeznaczone dla drużyny pewnie z zyskiem opchnęli. Trzeba przyznać, że zrzucenie winy za własną nieudolność na PZPN było inteligentnym zagraniem kolegi Błaszczykowskiego. Tyle że Pan Wielki Piłkarz wszystko przeinaczył, pominął najistotniejsze szczegóły, po prostu rozminął się z prawdą. Fakty wyglądały bowiem zupełnie inaczej.
Stadion Miejski we Wrocławiu mieści 44-45 tysięcy widzów, a jako że liczba wejściówek przekazanych przez UEFA federacjom rywalizujących na danym obiekcie drużyn zależy od jego pojemności, to i PZPN, i Czesi otrzymali do rozdysponowania po 17 tysięcy biletów. Reszta pozostała zaś w gestii UEFA. Za wszystkie 17 tysięcy wejściówek musieliśmy europejskiej federacji oczywiście zapłacić. No a potem trzeba było je rozdysponować. Jest 16 okręgowych związków piłkarskich, które otrzymały po 200 biletów, czyli w sumie 3200 wejściówek. Dla piłkarzy przeznaczono po osiem na głowę na każdy mecz. Dla trenerów i sztabu medycznego też przeznaczyliśmy osobną pulę. Pewna liczba, kilka tysięcy, musiała zostać przekazana na potrzeby sponsorów kadry narodowej, a pozostałe bilety przekazaliśmy do sprzedaży dla kibiców.
Bomba wybuchła kilka minut po meczu. Kiedy wszedłem do szatni, żeby podziękować piłkarzom za grę, mocno sfrustrowany Pan Wielki Piłkarz naskoczył na mnie, że nie mógł skoncentrować się na grze, bo nie miał biletów.
- Uspokój się, żebyś później nie żałował - odparłem grzecznie. Podałem rękę każdemu z zawodników, Błaszczykowskiemu również, i wyszedłem. Zachowałem spokój i klasę, mimo że w środku aż się gotowałem. Biało-Czerwoni na historycznym, rozgrywanym u nas Euro nie wyszli z grupy, a ten wyskoczył z pretensjami o bilety. W głowie mi się nie mieściło, jak w obliczu porażki kapitan drużyny mógł w ogóle pomyśleć o takich pierdołach bez znaczenia.
No ale machina dezinformacji ruszyła i nabierała coraz większego rozpędu. Wkrótce zaatakowali mnie dziennikarze. Widać pan kapitan skontaktował się ze znajomymi reporterami i podsunął im temat zastępczy - żeby nie czepiali się o porażkę, to rzucił im kąsek w postaci biletów.
- Panie prezesie, o co chodzi z tymi biletami? Co się stało z wejściówkami dla rodzin piłkarzy? Gdzie przepadły? - pytali jeden przez drugiego.
Znów powiedziałem bardzo spokojnie:
- Proszę państwa, za dwa dni w Warszawie odbędzie się konferencja prasowa, na którą już dziś zapraszam. Na niej odpowiem na wszystkie państwa pytania.
Poprosiłem kierownika drużyny, żeby przygotował listę z liczbami i imiennymi danymi, tak by było jasne, ile każdy zawodnik otrzymał od związku biletów. No i wyszły jaja. Okazało się, że pan Jakub Błaszczykowski miał około 50 biletów na trzy mecze. Oczywiście nie tylko od nas, ale również od sponsorów reprezentacji, takich jak choćby Biedronka.
Mając dokładne dane, poszedłem na konferencję pewny swoich racji. (…)
- Proszę państwa, zanim zaczniemy konferencję, chciałbym coś przeczytać - przeszedłem do meritum. - Drużyna na trzy mecze z Grecją, Rosją i Czechami dostała do swojej dyspozycji dziewięćset biletów. Czyli każdy z dwudziestu dwóch zawodników kadry otrzymał po czterdzieści jeden wejściówek. Z tego wynika, że przynajmniej w teorii każdy piłkarz powinien dostać po trzynaście biletów na mecz. Ale tak nie było, bo rada drużyny, na której czele jako kapitan stał pan Błaszczykowski, zadecydowała, że ci, którzy grają w podstawowym składzie, dostają więcej wejściówek. Przez to część rezerwowych otrzymała po trzy, góra cztery bilety na mecz. Resztę z puli przekazanej przez PZPN piłkarze podstawowej jedenastki podzielili między siebie. Ja się w to nie wtrącałem, bo wyszedłem z założenia, że to są sprawy między zawodnikami. Nadmieniam, że za bilety, które przeznaczono dla zespołu, zapłacił PZPN. Gracze dostali je od nas za darmo.
Mówiłem dalej:
- Dla zobrazowania sytuacji: piłkarze reprezentacji Niemiec na każdy mecz dostali po cztery bilety na głowę. Jeśli któryś z nich potrzebował większej liczby wejściówek, to mógł sobie je dokupić. Podobnie jak członkowie wszystkich ekip grających w mistrzostwach Europy, również Polacy. Jeśli pan Błaszczykowski ma tak liczną rodzinę, to nic nie stało na przeszkodzie, żeby zgłosił nam potrzebę zakupienia dowolnej liczby wejściówek.
W tym momencie dobiegł do mnie głos z sali:
- Eeee, nic z tego nie będzie. Ale się skur*ysyn przygotował.
Tylko się w duchu uśmiechnąłem - pokrzyżowałem niektórym szyki.
Do dziś do końca nie wiem, o co właściwie awanturował się Błaszczykowski. Kiedy sam grałem w piłkę, to jako lider zespołu po tak kompromitującym występie położyłbym raczej uszy po sobie, spuścił głowę i z pokorą przeprosił kibiców, a nie wykłócał się o wejściówki. Jeśli brakowało mu biletów, to mógł je sobie nabyć w wolnej sprzedaży. No, chyba że nie było go na nie stać… Jeśli tak, to mógł poprosić, kupiłbym mu je.