Papszun nie wytrzymał. "Odbieram to jako brak szacunku"

W czerwcu ubiegłego roku Papszun odszedł z Rakowa Częstochowa. Opuścił drużynę tuż po zdobyciu z nią mistrzostwa Polski.

W trakcie ubiegłego sezonu szkoleniowiec był łączony z wieloma klubami. Przymierzano go do takich ekip, jak m.in. Sunderland, Aris Saloniki czy Dynamo Kijów.

Ostatecznie Papszun wrócił do Częstochowy. 49-latek podkreślił jednak, że doniesienia o zainteresowaniu ze strony zagranicznych klubów nie były kłamstwem. Szkoleniowiec nie rozumie zatem, dlaczego pojawiały się ironiczne komentarze, kiedy nie obejmował poszczególnych drużyn.

- Mogę powiedzieć, że nazwy, które przewijały się w mediach, to z reguły była prawda. Z jednym zastrzeżeniem - w Polsce nie rozumie się różnicy między zainteresowaniem, rozmowami, a ostatecznym transferem. Droga pomiędzy tymi etapami często jest bardzo długa. Przykładowo: nazwisko trenera faktycznie pojawia się w klubie, tylko że jest jednym z pięciu. Można być w orbicie zainteresowań, ale jest ogromna różnica, czy jesteś na pozycji numer jeden, dwa, czy pięć. Na którym byłem, tego nikt nie wie, nawet ja, a co dopiero opinia publiczna - podkreślił Papszun w rozmowie z Goal.pl.

- Dziennikarz dostaje informację, że jest zainteresowanie, to pisze, a później pojawiają się ironiczne komentarze ludzi, którzy nie mają o tym pojęcia, że faktycznie jestem łączony z wieloma klubami. Odbieram to jako brak szacunku do tego, że polski trener budzi zainteresowanie, zamiast się z tego cieszyć, bo przecież nie mamy szkoleniowców za granicą, ludzie zamiast odczuwać jakąś satysfakcję, że coś się zmienia, podważają zainteresowanie, które wreszcie istnieje. A kluby, z którymi rozmawiałem, były naprawdę duże, tylko że nie jest łatwo polskiemu trenerowi się przebić - dodał.

Raków rozpocznie sezon ligowy 21 lipca. Zagra wówczas na wyjeździe z Motorem Lublin.