Pamiętacie tego "ananasa"? Nie zagrał nawet minuty, Lech trafił jak kulą w płot
Imię Elvis znakomita część ludzi wiąże z gwiazdorem muzyki Elvisem Presleyem. Kibice Lecha Poznań znają też innego Elvisa. Stolicę Wielkopolski swego czasu nawiedził Elvis Kokalović. Nie był to, delikatnie mówiąc, trafiony transfer.
Po niezbyt satysfakcjonującej rundzie jesiennej sezonu 2016/17, zakończonej przez Lecha Poznań na piątej pozycji w tabeli Ekstraklasy, Nenad Bjelica poprosił zarząd klubu o wzmocnienia. Chorwat zdawał sobie sprawę, że tylko transfery w zimowym oknie mogą zaprowadzić "Kolejorza" do lokaty gwarantującej udział w europejskich pucharach. O tytule można było już bowiem powoli zapominać.
Szkoleniowiec Lecha szczególnie zamierzał zwiększyć rywalizację na środku defensywy. W mediach padały nazwiska obrońców z Polski czy Portugalii. Ostatecznie sięgnięto po rodaka Bjelicy, Elvisa Kokalovicia. Były młodzieżowy reprezentant Chorwacji miał być solidnym wzmocnieniem. Poprzednie sezony spędził w tureckiej ekstraklasie, reprezentując barwy Konyasporu, a także Karabuksporu.
Kokalović podpisał półroczny kontrakt z opcją przedłużenia na trzy lata. Jak się później okazało, uzależnienie prolongaty umowy od występów stopera uratowało księgowych Lecha. Jeszcze przed debiutem Chorwat doznał bowiem kontuzji. Po problemach z kolanem, które doskwierały mu w trakcie gry w Turcji, podświadomie za mocno obciążał drugą nogę. Niestety dla niego, skutki były opłakane.
Niebawem przed początkiem rundy wiosennej defensor, zamiast szykować się do gry w wyjściowym składzie, przeszedł zabieg artroskopii. Następnie czekała go żmudna rehabilitacja. Choć początkowe sygnały dochodzące z otoczenia klubu były w miarę optymistyczne, w kwietniu Bjelica przyznał jasno, że Kokalović nie zagra w sezonie 2016/17. Mecze Lecha mógł wobec tego oglądać wyłącznie z trybun.
Choć Bjelica widział Kokalovicia w kadrze na kolejną kampanię, na finiszu Ekstraklasy "Kolejorz" ogłosił, że nie przedłuży wygasającego kontraktu. Tym samym doszło do rzadkiego na polskich boiskach przypadku, w którym piłkarz odszedł z klubu, zanim zdążył rozegrać jakiekolwiek spotkanie.
Z początkiem lipca 2017 roku Chorwat został wolnym zawodnikiem. Niestety, los go nie oszczędzał. Na bezrobociu gracz musiał zmagać się z następnymi urazami. W powrocie do pełnej sprawności przeszkadzały mu przede wszystkim kolejne problemy z kolanami. Sprawiły one, że jego rozłąka z grą w piłkę trwała koszmarnie długo. W 2019 roku zakontraktował go NK Novigrad, jednak tam stoper również przebywał wyłącznie w gabinetach lekarskich. Podziękowano mu niecałe dwa lata później.
Wobec przedłużającego się powrotu do rywalizacji Kokalović porzucił zawodowy szczebel, zasilając szeregi grającego na amatorskim poziomie Kamena Sirac. Tam gra do dziś, godząc funkcje piłkarza i asystenta trenera, a wcześniej - nawet samego szkoleniowca. W tym roku znowu przedłużył umowę z klubem. Choć futbol nie zapewnia mu już wielkich pieniędzy, w końcu wiąże się dla niego z satysfakcją.
***
Tekst powstał w ramach cyklu "Polska Piłka", w którym wspominamy m.in. piłkarzy biegających niegdyś po polskich boiskach, pamiętne mecze przedstawicieli Ekstraklasy w Europie, a także nieco zapomniane już kluby z naszego kraju.