"Oni dalej pracują w piłce". Hajto chce publikacji listy skorumpowanych, wieszczy skandal. Ma poparcie Borka
Tomasz Hajto musi tłumaczyć się ze swojej przyjaźni ze Sławomirem Stasiakiem. Były reprezentant stara się zwrócić uwagę, że jego znajomy został skazany, a tego samego nie można powiedzieć o wielu postaciach, które wciąż pracują w polskiej piłce.
Temat relacji Tomasza Hajty z Mirosławem Stasiakiem wypłynął przy okazji afery związanej z udziałem tego drugiego w meczu reprezentacji Polski w Kiszyniowie. Wyjazd byłego właściciela Ceramiki Opoczno budził mnóstwo kontrowersji, gdyż był on jedną z osób skazanych za korupcję w futbolu.
"Gianni" starał się odeprzeć zarzuty w iście bezkompromisowy i kontrowersyjny sposób. W rozmowie dla "Sport.pl" stwierdził bowiem, że nie ma najmniejszego powodu do wstydu, gdyż mowa jest o sprawie stosunkowo... mało szkodliwej.
- Zrobiliśmy z tego g***oburzę, to jest moje zdanie. Ja się z Mirkiem przyjaźnię i będę przyjaźnił. Dla mnie nie ma znaczenia, czy ktoś sprzedał jeden mecz, czy dwa. A my w Polsce tłumaczymy tych, co sprzedali raz, że nie wiedzieli, że byli młodzi, a piętnujemy tych, co sprzedawali więcej razy... Dla mnie to jest bez różnicy! - ocenił, o czym pisaliśmy TUTAJ.
Teraz temat korupcji w polskiej piłce wrócił przy okazji wizyty Hajty na kanale "Prawda Futbolu". Nawoływał tam do opublikowana listy osób, które brały udział udział w serii pamiętnych zeznań dla wrocławskiej prokuratury.
Przypomnijmy, że na początku XXI wieku do rzeczonej instytucji zgłosiły się liczne osoby, które opowiadały o swoim rzekomym zaangażowaniu w korupcyjny proceder. Według Hajty było to podyktowane wyłącznie zapewnieniem sobie względnego bezpieczeństwa.
- Niech w końcu wyciągną tę listę. (...) Jakie tam są nazwiska... Kto pojechał skorzystać z tej ugody, którą trzeba było podpisać: jak powiesz, co zrobiłeś i zeznasz na innych, to jesteś czysty. Przecież to jest patologia polskiej piłki, my od tego powinniśmy zacząć czyszczenie - przekonywał.
- Te nazwiska nadal pracują w polskiej piłce. One nigdy nie były karane. Ukaraliśmy w polskiej piłce, nie wiem, 10 osób? 15? (...) Przywieźmy tę listę z Wrocławia, ja nie musiałem jechać o 7 rano i zeznawać - podkreślił w rozmowie z Romanem Kołtoniem.
Nawoływania Hajty niespodziewanie wsparł Mateusz Borek. Chociaż obu panów nie łączy już zażyła przyjaźń (szczegóły TUTAJ), to współzałożyciel "Kanału Sportowego" jest zdania, że były reprezentant kraju ma w tej kwestii rację.
- Tu akurat ma rację. Chciałbym zobaczyć tę listę ludzi polskiej piłki, którzy błyskawicznie odpalili silniki swoich aut i bez zaproszenia pomknęli zeznawać do Wrocławia na innych, by samemu być bezpiecznymi. Musisz Romek zorganizować akcję społeczną: Pokażcie dżemową listę - napisał na Twitterze.