Ojciec wcisnął syna do Ekstraklasy. Kibice Wisły Kraków nie dowierzali

Ojciec wcisnął syna do Ekstraklasy. Kibice Wisły Kraków nie dowierzali
Źródło: Łukasz Laskowski / PressFocus
Na widok jego personaliów fani Wisły Kraków łapią się za głowę, gołębie wylatują ze Starego Miasta, a tynieccy benedyktyni zaczynają odprawiać modły. Co przy ul. Reymonta robił Fabian Burdenski? Pomimo upływu lat na to pytanie nie potrafią odpowiedzieć nawet najstarsi górale.
Pierwsze lata kariery Fabiana Burdenskiego nie układały się najlepiej. Wydawało się, że jak wielu graczy, którym nie udaje się odnieść większych sukcesów w sporcie, w wieku dwudziestu kilku lat odwiesi buty na kołek. Traf chciał, że jego ojciec, biznesmen Dieter Burdenski, miał zupełnie inne plany. Po nieudanych epizodach syna w juniorach Werderu Brema, FC Oberneuland, VfB Oldenburg, a także Magdeburga, wpadł na wyśmienity plan wciśnięcia go do kadry Wisły Kraków. Dlaczego? Bo mógł.
Dalsza część tekstu pod wideo
Starszy z Burdenskich trafił na okres, w którym "Białą Gwiazdę" trenował śp. Franciszek Smuda. Po epizodzie w roli selekcjonera reprezentacji Polski "Franz" wisiał mężczyźnie przysługę. To właśnie jemu przypisywano bowiem przekonanie Sebastiana Boenischa do występów w narodowych barwach. Co więcej, był to człowiek z koneksjami niemal dorównującymi tym Piotra Świerczewskiego. Spekulowano, że sprowadzi na ul. Reymonta nowego inwestora, być może nawet firmę Volkswagen.
Zdający sobie sprawę z niełatwych realiów funkcjonowania klubu, a zarazem mający gest Smuda przyjął młodszego z Burdenskich do zespołu przed sezonem 2013/14. Kontekst wywęszyły jednak krajowe media, a na szkoleniowca spadła ogromna lawina krytyki. Sam zawodnik, grający na pozycji środkowego pomocnika, stanowczo zaprzeczał jednak takiej narracji. Utrzymywał, że Smuda obserwował go wcześniej przez długie miesiące i dawno zamierzał ściągnąć go do "Białej Gwiazdy".
Był to jeden z nielicznych przypadków, w którym jeszcze przed debiutem wszyscy obserwatorzy Ekstraklasy wiedzieli, że ten transfer nie ma szans wypalić. I, zaskoczenie, nie wypalił. Burdenskiemu udało się zaliczyć łącznie dziewięć występów w trykocie Wisły. Dwa razy, wyłącznie z konieczności, w podstawowym składzie, siedem - z ławki rezerwowych. W 92., 87., 91., 89., 93., 82. i 87. minucie. Udało mu się jednak przetrwać zimowe okno transferowe i opuścić drużynę dopiero po roku przygody.
W 2014 roku piłkarz opuścił Kraków z dorobkiem zera goli i zera asyst. Zakotwiczył jednak w również wysoko notowanym, jak na swoje możliwości, klubie. Powrócił do ojczyzny, parafując kontrakt z FSV Frankfurt. I dokonał rzeczy wielkiej. W trakcie całej kampanii nie wyściubił nawet nosa poza ławkę rezerwowych. Po roku umowa Burdenskiego wygasła, a on po raz pierwszy w karierze stał się wolnym zawodnikiem. Nie trwało to jednak długo - bo po kwartale przyszła oferta z Rot-Weiss Erfurt.
Po następnym kompletnie nieudanym sezonie, zakończonym z dorobkiem sześciu rozegranych minut, FSV Frankfurt poprosił gracza o pomocną dłoń. Klub spadł w międzyczasie na trzeci szczebel rozgrywkowy i poszukiwał jakiegokolwiek uzupełnienia pomocy. Scenariusz ułożył się zaskakująco, bo piłkarzowi udało się wyjść na murawę aż siedmiokrotnie. Często nawet w podstawowym składzie.
Wydawało się, że z takim CV Burdenski nie powinien mieć więcej możliwości zaistnienia w Ekstraklasie. Nic bardziej mylnego. W 2017 roku ojciec został większościowym udziałowcem Korony Kielce, naturalnie ściągając do klubu syna. Jak można było się spodziewać, szału nie odnotowano. Burdenski znowu notował więcej występów w rezerwach, niż w pierwszej jedenastce. Udało mu się jednak dołożyć do wcześniejszego dorobku kolejnych dziesięć spotkań na polskich boiskach.
Młodszy Burdenski odszedł z klubu po roku, jeszcze zanim starszy Burdenski sprzedał swoje udziały w Koronie. Powrócił do korzeni, ponownie znajdując zatrudnienie w czwartej lidze niemieckiej. Najpierw w SSV Jeddeloh, a potem - a jakże - w FSV Frankfurt, które spadło jeszcze niżej i tym razem potrzebowało pomocnika do podstawowego składu. Graczowi udało się utrzymać w ekipie przez rekordowe jak na niego trzy i pół roku. Rozegrał w tym czasie 71 meczów, dokładając bramkę.
Po latach Burdenski znów wyjechał z Niemiec. W 2022 roku trafił do hiszpańskiego Xerez Deportivo. Była to kolejna przygoda, która nie zakończyła się dla niego najowocniej - spadkiem z czwartego na piąty poziom. Kilka miesięcy i dziesięć rozegranych potyczek później dobiegający powoli końca kariery zawodnik postanowił jeszcze raz wrócić do ojczyzny. Trafił do Bayernu. Ale Bayernu Alzenau, również występującego w piątej lidze.
Tam Burdenski gra w miarę regularnie. Od obecności w kadrze odwodzą go wyłącznie kontuzje. Trenuje go Angelo Barletta, stary znajomy z FSV Frankfurt. Za kilka dni Niemiec skończy 33 lata.
***
Tekst powstał w ramach cyklu "Polska Piłka", w którym wspominamy m.in. piłkarzy biegających niegdyś po polskich boiskach, pamiętne mecze przedstawicieli Ekstraklasy w Europie, a także nieco zapomniane już kluby z naszego kraju.
Redakcja meczyki.pl
Michał BonclerWczoraj · 09:00
Źródło: Gazeta Krakowska / LoveKraków.pl / Transfermarkt

Przeczytaj również