Od tego zaczął się horror. Indonezyjskie media relacjonują największą tragedię w historii futbolu. "Bez tchu"
Indonezyjskie media odsłaniają kulisy tragedii, do której doszło w mieście Malang. W wyniku starcia z policją, zamieszek oraz masowej paniki zginęło blisko 200 osób.
Świat futbolu koncentruje się obecnie na dramatycznych doniesieniach z Indonezji. Lokalne media poinformowały, że na stadionie w mieście Malang doszło do prawdziwej tragedii.
Piekło rozpętało się po końcowym gwizdku arbitra w meczu Arema FC - Persebaya FC (2:3). Tysiące kibiców znalazło się na murawie, gdzie doszło do starcia z policją. Służby użyły gazu łzawiącego, co doprowadziło do wybuchu paniki. Na ten moment podaje się, że zginęły 182 osoby, co stanowi największy dramat w historii futbolu. Informowaliśmy o tym TUTAJ.
Opowieść kibica
Teraz indonezyjskie media ujawniają kolejne kulisy tych przerażających wydarzeń. Jeden z ocalałych kibiców podzielił się swoją relacją z tragicznego meczu.
- Na początku wszystko przebiegało spokojnie. Kibice pojawili się na murawie, rozmawiali z piłkarzami. Później dołączyli do nich kolejni fani, dopóki policja nie zaczęła ich ostrzegać - twierdzi Gilang w rozmowie z "Ngopibareng".
- Później sytuacja zaczęła wymykać się spod kontroli. Policja chciała zaprowadzić spokój, ale gaz wystrzeliwała nie tylko na murawę, ale i trybuny. Znajdowałem się na nich, nie zszedłem na murawę. Mimo tego moje oczy łzawiły, a ja nie mogłem złapać tchu - zeznaje.
- Wiele osób zostało uderzonych, gdy próbowało wydostać się ze stadionu. Żałuję zamieszek po meczu, ale policja nie powinna się tak zachowywać. Jest arogancka, nie chroni nas. Jeden z moich przyjaciół zginął - dodaje młody chłopak.
Starcia policji z kibicami trwały również poza stadionem Arema FC. W wyniku walk zniszczonych zostało 13 pojazdów, w tym dziesięć należących do służb. Kilka godzin temu indonezyjskie media raportowały, że w wyniku tragedii w Malang zginęło dwóch funkcjonariuszy.
Chaos na bramkach
Tysiące osób, które pochłonął chaos na stadionie, próbowało ewakuować się z obiektu. Tym samym doszło do makabrycznego zatoru na bramkach, który przyczynił się do śmierci dziesiątek osób.
Na ten moment wiadomo, że 34 osoby zginęły na stadionie. Kolejne odeszły w szpitalu. Według lokalnych mediów w wyniku tragedii odeszło siedemnaścioro dzieci.
Liczba ofiar może niedługo wzrosnąć. Aktualne statystyki wskazują, że przeszło 200 osób znajduje się w okolicznych szpitalach. Ich stan określany jest jako ciężki.
Media potwierdzają
Zeznania kibiców są zgodne z tym, co przekazują pozostałe media. "Indonesia Times" również podkreśla, że początkowo sytuacja nie wyglądała na groźną.
- Początkowo tylko kilku kibiców Arema FC pojawiło się na murawie. Piłkarze przepraszali ich za przegraną. Tłum jednak narastał, a zawodnicy powoli byli ewakuowani do szatni. Wtedy nastał chaos. Pracownicy ochrony nie chcieli dopuścić, by fani zespołu również zeszli do szatni. Atakowali jedni i drudzy. Do tych, którzy weszli na boisko, wystrzelono gaz łzawiący, co spotęgowało panikę na trybunach. Tak rozpoczęła się katastrofa - czytamy.
"Investor" dodaje zaś, że prezydent Indonezji, Joko Widodo, zlecił szczegółowe zbadanie tragedii. Raporty przedstawione przez policję są oceniane jako mało dokładne. Rozgrywki zostały zawieszone do czasu rozwiązania sprawy.
Z Indonezją solidaryzuje się cały świat futbolu. La Liga poinformowała, że dzisiejsze mecze poprzedzone będą minutą ciszy. Więcej na ten temat przeczytacie TUTAJ.