Od rewelacji do rewolucji. Czy Legii opłaci się ryzyko?

Podobno kto stoi w miejscu, ten się cofa. To powiedzenie najwyraźniej wzięli sobie mocno do serca w Legii, która urządza w klubie rewolucję za rewolucją. I, jak dotąd, dobrze na tym wychodzi.
Warszawiacy ryzykują niezależnie od tego, kto akurat zasiada w fotelu prezesa. Jeśli Bogusław Leśnodorski miewał ekscentryczne pomysły na budowę zespołu i sztabu szkoleniowego, to Dariusz Mioduski niewiele albo wręcz w niczym mu nie ustępuje.
Przewrót wrześniowy
Gdy jesienią ubiegłego roku prezes Legii zwalniał Jacka Magierę, powszechnie uważanego za szkoleniowca na lata, pożaru w drużynie nie gasił kimś o uznanym nazwisku. Przeciwnie - wziął człowieka tak w zawodzie trenerskim nieopierzonego, że Legia jest jego pierwszym zespołem, jaki prowadzi samodzielnie.
Razem z Romeo Jozakiem do Warszawy przyjechali też dyrektor techniczny oraz trener przygotowania fizycznego. Mioduski nie zaufał bogatej historii sukcesów na ławce, ale doświadczeniu w piłkarskim światku oraz wizji, jaką przekonał go nowy opiekun jedenastki z Łazienkowskiej. I zrobił wszystko, by tę wizję Jozak mógł wprowadzić w życie.
Pamiętacie, jak na początku stycznia legioniści ogłaszali transfer za transferem? Zanim drużyna wyjechała na pierwsze zgrupowanie, wzmocniło ją czterech nowych piłkarzy. W polskim futbolu tak szybkie dopinanie kadry praktycznie się nie zdarza - chyba, że mówimy o klubach, które nie planują większych (lub żadnych) doposażeń składu.
Daleko od Realu
Kiedy piętnaście miesięcy temu Legia sensacyjnie wydarła punkty Realowi w Lidze Mistrzów, remisując 3:3, miała jednak zupełnie inną twarz. Z tamtego składu, w porównaniu do piątkowego meczu z Zagłębiem, ostało się trzech piłkarzy. Wszyscy z defensywy - Malarz, Hlousek i Pazdan. Czwarty, Radović, wszedł dopiero w końcówce.
Przepaść, jaka dzieli dzisiejszą Legię od tamtej, jest gigantyczna. Wojskowi są daleko od Realu także w sensie budowania kadry. Zespół Zinedine'a Zidane'a po wygraniu Ligi Mistrzów praktycznie się nie zmienił. Francuski trener uznał, że ekipa jest na tyle silna, iż poradzi sobie także w kolejnych rozgrywkach. I, jak pokazała historia, nie pomylił się - Królewscy obronili trofeum.
Kolejne transferowe lato Real spędził więc równie spokojnie. Tym razem stagnacja okazała się bolesna w skutkach. Po 22 kolejkach "Los Blancos" tracili do Barcelony aż 16 punktów i zapowiada się, że będą mieli problem ze skończeniem ligi choćby w roli wicemistrzów.
Na tle Realu legioniści jawią się jak rozsadzający wszystko wewnątrz i dookoła wulkan. Napis reklamowy na ich koszulkach można by zmienić na "Koło Fortuny" - praktycznie co sezon włodarze kręcą tym kołem i patrzą, co wypadnie. Historia najnowsza: nieopierzeni w zawodzie Berg, Jozak, Magiera. Pożegnany po sukcesie Czerczesow. Okrzyknięty jedną z największych pomyłek w historii klubu Hasi.
A jednak się kręci
Paradoksalne, że mimo tych wszystkich zmian legioniści mają duże szanse na wywalczenie (po raz pierwszy w swojej historii) trzech tytułów Mistrza Polski z rzędu. Cud? Raczej fakt, że wszelkie nerwowe ruchy w Legii nie są w naszej lidze odosobnione. Ekstraklasa nie słynie ze stałości. Jeśli ktoś zachowuje posadę trenera dłużej, niż przez sezon, może mówić o szczęściu.
Chlubnych wyjątków mieliśmy jak na lekarstwo - Adam Nawałka w Górniku czy swego czasu Waldemar Fornalik w Ruchu Chorzów. Znamienne, że obaj zostali potem selekcjonerami reprezentacji, choć ani jeden, ani drugi nie powąchał nawet walki o tytuł mistrzowski. To pokazuje, że w polskiej lidze sukcesem jest już samo zachowanie stołka.
I właśnie dlatego "Wojskowym" może udać się historyczna, trzecia z kolei obrona tytułu. Ekipa, która z rewelacji walczącej jak równy z równym przeciwko Borussii czy Realowi stała się zespołem permanentnej rewolucji, wygląda aktualnie bardzo dobrze - przynajmniej na papierze.
Wygrany w końcówce mecz z Zagłębiem nie odpowiedział na pytanie, czy przeprowadzone miesiąc temu transfery wypalą, ale pokazał, że najprawdopodobniej Legia szrotu nie kupiła. Eduardo dopiero dochodzi do siebie po kontuzji, a już miał udział przy dwóch bramkach. Więcej niż solidny występ w defensywie zaliczył Remy, a Philipps z Antoliciem pokazali się jako kompetentni pomocnicy.
Romeo, jakiś ty Romeo?
Przyszłość Legii jest dziś tak naprawdę w rękach jednej osoby - Romeo Jozaka. To banał, ale mający uzasadnienie. Nikt z nas nie wie, jakim szkoleniowcem okaże się Chorwat. Czy będzie potrafił zarządzać szatnią, czy zapanuje nad kryzysem, gdy ten dopadnie jego ekipę. Wreszcie czy uda mu się sprawić, że solidni piłkarze zaczną funkcjonować jako kolektyw i staną się lepszą drużyną, niż wskazuje na to suma ich indywidualnych umiejętności.
Wyniki zimowych sparingów mocno tonowały nastroje wokół obrońców tytułu, ale może właśnie to było im potrzebne. Najbliższe miesiące pokażą, czy historia chorwackiego Romeo okaże się romantyczną przygodą, czy może jednak dramatem.