"Wydawca się boi". Marciniak ujawnił, czemu nie miał dobrej kamery
Szymon Marciniak pomagał Piotrowi Lasykowi w środowym meczu Legii Warszawa z Jagiellonią Białystok. Na kanale Meczyki.pl na YouTube przekonuje, że gościom nie należał się rzut karny w żadnej z dwóch kontrowersyjnych sytuacji.
Marciniak nie ukrywa, że od razu po meczu wiedział, że o sytuacjach w polu karnym Legii będzie głośno. Ujawnił, dlaczego w pierwszej sytuacji arbitrzy nie mieli klarownych powtórek, przy których mogliby podjąć decyzję o ewentualnym dotknięciu piłki ręką.
- Już wczoraj poczuliśmy się wywołani do tablicy i bardzo szybko wyszliśmy z szatni, aby dołączyć do rozmowy, bo do nas nikt nie przyszedł. Wtedy pokazalibyśmy materiał, którym dysponowaliśmy i wytłumaczylibyśmy to, jak oceniliśmy sytuacje - przyznał Marciniak.
- Wczoraj mieliśmy do dyspozycji siedem kamer. Za tą bramką, pod kibicami Legii, nie ma kamery, bo wydawca zawsze się boi, że mogą one zostać zniszczone. Cały obraz widzimy zza pleców. Widzimy rękę, a za nią piłkę. To absolutnie nie jest kontakt piłki z ręką. Wszystkie siedem kamer było dokładnie sprawdzane, a żadna z nich nie pokazała kontaktu piłki z ręką. Być może piłka dotknęła ręki, ale ja nie mam takiego dowodu. To sytuacja zakłamana i zmanipulowana, bo to ujęcie to totalna manipulacja obrazem - stwierdził.
- Tutaj się domyślamy, ktoś chce mnie przekonać, że piłka prawdopodobnie dotknęła ręki... Jeśli chcecie mnie przekonać, że to jest dowód, to ja się poddaję. Ja takiego dowodu nie miałem i nie mogłem wrzucić kolegi na minę, pokazując mu coś, czego nie jestem w stanie udowodnić. Ale żeby była jasność - jeśli piłka po tej głowie trafiłaby w rękę, to jest stuprocentowy karny przy tak nienaturalnie ułożonej ręce. Problemem jest tylko to, aby to udowodnić - dodał.
Marciniak uważa, że spokojne przeanalizowanie sytuacji z Oskarem Pietuszewskim i Pawłem Wszołkiem było najlepszym możliwym rozwiązaniem. Jego zdaniem gracz Legii nie faulował rywala.
- Sędziujemy na większych stadionach niż Łazienkowska, gdzie jest po 80-90 tysięcy ludzi. Trzeba to wyrzucić z głowy i tego się już nauczyliśmy. Wczoraj był ćwierćfinał Pucharu Polski, to jeden mecz. Dla nas kluczowy był timing. Najistotniejsze jest to, że Paweł Wszołek położył nogę pierwszy, a gracz Jagiellonii poszedł w lewo. Obaj mieliśmy na to takie samo spojrzenie. Chcieliśmy, aby ta decyzja była jak najdokładniejsza i jak najbardziej przemyślana. Pewnie lepiej byłoby podyktować rzut wolny za faul na Vinagre, bo tam było trącenie kolanem w kolano - zakończył.
Całą rozmowę z Piotrem Lasykiem i Szymonem Marciniakiem znajdziecie na kanale Meczyki.pl na YouTube:
