Snajperzy w walce o grę na Mundialu. Na kogo postawi Nawałka?

Snajperzy w walce o grę na Mundialu. Na kogo postawi Nawałka?
Shutterstock
Dzwon obwieszczający ostatnią prostą przed Mundialem w pierwszym rzędzie usłyszeli nasi napastnicy. Od marudzenia, że Lewandowski będzie osamotniony w ataku, płynnie przeszliśmy do skrupulatnego liczenia kolejnych trafień jego rozsianych po Europie potencjalnych partnerów. Tyle tylko, że nie mam pewności, czy Nawałka powinien wrócić do wytęsknionej przez kibiców gry dwoma napastnikami.
Po dość hucznym powrocie Milika pozornie wydaje się to oczywiste. Nawet jeśli ten do końca sezonu będzie wchodził z ławki w walczącym o mistrzostwo Napoli, razem z Robertem zda się tworzyć duet, który może skutecznie rozmontować każdą defensywę.
Dalsza część tekstu pod wideo
Przyjmując takie założenie wystarczy wskazać pierwszego rezerwowego i można zamknąć temat. Niestety, ale to nie jest takie proste. Dodam, że nie było proste i dwa lata temu, podczas finałów ME.
Przyjmując, że awans do ćwierćfinału był sukcesem, to dwa strzelone w całym turnieju przez napastników gole, nie mogą aspirować do takiego miana. Warto przypomnieć, że Lewandowski zagrał w turnieju całe 510 minut, a Milik o minutę mniej.
Solidarnie strzelili też po jednej bramce, a przecież graliśmy tym upragnionym przez wszystkich systemem. Pamiętamy za to, że napastnik Bayernu harował na boisku za trzech. No właśnie.

Arkadiusz Milik – lekarstwo na wszystko?

W przypadku napastnika Napoli trudno mi o zachowanie obiektywizmu, ponieważ od lat lubię i cenię tego chłopaka. Jego reprezentacyjny bilans też jest co najmniej zadowalający, biorąc pod uwagę zarówno wiek gracza, jak i fatalne kontuzje, które dwukrotnie przerwały jego karierę.
Zakładając, że będzie za niecałe dwa miesiące w pełni zdrowy i na 100% przygotowany do gry na Mundialu, mam inną wątpliwość – tę, co do jego gry w parze z Lewandowskim. Wynika ona bezpośrednio z boiskowych realiów francuskiego Euro.
Tam bowiem waleczność i charakteryzująca prawdziwego lidera odpowiedzialność za całość gry reprezentacji, nieustannie spychała „Lewego” za plecy Milika. Stąd większość przestrzelonych okazji bramkowych obciążyła konto ówczesnego gracza Ajaksu.
Gadanie, że klasę napastnika poznaje się po łatwości z jaką dochodzi do sytuacji bramkowych, to bujda. Zawsze chodzi tylko i wyłącznie o to, by piłka wpadła do bramki.
Moim zdaniem Arkadiusz Milik jest idealnym następcą Roberta, ewentualnie „drugą strzelbą” w meczach z nieco słabszymi rywalami, których raczej nie spotkamy na mistrzostwach świata. Jest też znakomitym uzupełnieniem, gdy jest naprawdę źle i trzeba postawić wszystko na jedną kartę.

Kto jeszcze na Mundial?

Mam nadzieję, że tym razem na turniej mistrzowski pojedzie kwartet nominalnych napastników. Nadal poruszamy się w sferze bogactwa. Wszyscy kandydaci wydają się być w reprezentacyjnej formie.
Strzelają Teodorczyk, Wilczek i Świerczok. Dla Werony trafia nawet nieco zapomniany w kontekście kadry Stępiński. W barwach Cracovii świetnie spisuje się Krzysztof Piątek.
Jest w kim wybierać i Adam Nawałka trzeciego strzelca powoła pewnie na podstawie wiedzy niekoniecznie nam dostępnej. To nie zabawa, którą wygra ten, kto strzeli więcej goli w maju. W grę wchodzą także, a może przede wszystkim, cechy charakteru i mentalne zgranie z drużyną.
Coś, co żartobliwie nazwę gotowością do radosnego siedzenia na ławce rezerwowych przy zachowaniu pełnej koncentracji, bo przecież nikt nie zna dnia ani godziny. Jedziemy wszak na turniej, gdzie mamy nadzieję rozegrać więcej niż 3 mecze.
Zwróćcie uwagę, że wymienieni powyżej gracze mają podobną charakterystykę i nagle bogactwo wyboru przeradza się w kłopot.
Poza niższym o kilka centymetrów napastnikiem Łudogorca, są nawet praktycznie jednego wzrostu, zresztą na czele z Lewandowskim. Żaden z nich nie jest za to efektownym i efektywnym dryblerem. Przynajmniej na poziomie reprezentacyjnym.
To trochę tak, jak w humorystycznym wierszu Gałczyńskiego, gdzie w szekspirowskim „Hamlecie” wystąpili na teatralnych deskach sami Hamleci, wołając chórem „być albo nie być”.

Element zaskoczenia

To, że Adam Nawałka uporczywie ćwiczy wyjściowy wariant z jednym nominalnym napastnikiem, nie jest moim zdaniem ani jego fanaberią, ani zapowiedzią gry defensywnej. Może być nawet tak, że kombinuje podobnie jak ja, skromny pisarczyk.
Jeśli nie da się skutecznie wepchnąć do linii pomocy Arka Milika, należy zaryzykować i obdarzyć zaufaniem Dawida Kownackiego. Paradoksalnie, młodość gracza Sampdorii nie ma tu nic do rzeczy. Na MŚ nie powinno jeździć się z powodu metryki, takiej czy innej.
Jakże to? Zmiennik z przeciętnej drużyny miałby być kluczem do sukcesu? – ktoś spyta zdziwiony. Nie gwiazda Neapolu, któremu publiczność urządza owację na stojąco? Nie Teodorczyk, który jak nikt w tym towarzystwie potrafi przepchnąć obrońcę i zgrać piłkę głową, a lider młodzieżówki, który w tym sezonie rozegrał w barwach włoskiego średniaka 508 minut w serie A?
Otóż moim zdaniem Kownacki ma to, czego nie mają jego kontrkandydaci. Drybling i nietuzinkowe sposoby na rozwiązanie sytuacji boiskowych. Nie łudźmy się, że finały MŚ to przedłużenie eliminacji.
Tam nie wystarczy to, co wystarcza na co dzień. Grając za Lewandowskim, schodząc na skrzydła i dogrywając mu piłki w małej grze kombinacyjnej młody gracz Sampdorii może stać się odkryciem tego turnieju.

Z całą mocą!

Oczywiście przyjęcie takiego rozwiązania personalnego miałoby przełożenie na kolejne decyzje dotyczące składu reprezentacji, dotyczące naszych skrzydeł czy nawet znalezienia miejsca dla mistrzowsko wykonującego stałe fragmenty gry Rafała Kurzawy.
W powyższym tekście z oczywistych względów nie wspominam wiele o Robercie Lewandowskim, choć w zasadzie każdy tekst o reprezentacji Polski ogniskuje się wokół jednego z najlepszych napastników świata. Mamy diament i ten skarb musimy tylko odpowiednio oprawić.
Można napisać sto akapitów o naszych napastnikach, ale rzecz sprowadza się do tego, żeby Lewandowski był tym, który będzie finalizował akcje całej drużyny, nie zaś człowiekiem od łatania dziur czy walecznym sercem naszej drugiej linii.
To Robert musi wziąć odpowiedzialność za strzelanie goli, a pozostali gracze ofensywni za umożliwienie mu tego.
Niestety, ale nie da się całkowicie odejść od wypracowanej latami charakterystyki zawodników i pewne rzeczy można wymusić jedynie ustawieniem drużyny.

Najpowszechniejszym, dominującym wśród kibiców i gazetowych fachowców rozwiązaniem jest gra dwoma napastnikami. Wtedy, jak argumentują, drużyna odzyska znaną z meczów eliminacyjnych skuteczność.
Może to i prawda, ale dwa lata temu we Francji konsekwentnie graliśmy dwoma napastnikami, a strzelenie 4 goli w 5 meczach trudno uznać za jakiś osobliwy sukces. Szczerze pisząc, to trochę wstydliwy bilans.
Uderzać należy z całą mocą, a zaskakiwać rywali na każdy możliwy sposób i dopiero takie działania przyniosą oczekiwany od dziesięcioleci sukces. A przecież nie jest takim wyjście z grupy czy kolejna honorowa porażka, choćby nawet z przyszłym mistrzem świata.
Jacek Jarecki

Przeczytaj również