Nadzy królowie. Oto najlepsi strzelcy Ekstraklasy z mizernymi zdobyczami bramkowymi
Na czele tabeli strzelców Ekstraklasy znajduje się Jesus Imaz, który zdobył siedem bramek w siedmiu meczach. Nawet jak zwolni tempo, to powinien spokojnie przebić barierę dwudziestu goli w sezonie. W przeszłości zdarzało się, że zawodnicy wielokrotnie nie zbliżali się do tej granicy, czego nie można wytłumaczyć mniejszą liczbą ligowych spotkań. Zapraszamy na zestawienie najsłabszych z najlepszych, czyli królów strzelców polskiej ligi z najniższym dorobkiem bramkowym w przeliczeniu na liczbę rozegranych meczów.
Przyjęte kryterium, czyli liczba goli w stosunku do liczby spotkań, w jakich wystąpili piłkarze, to naszym zdaniem najuczciwsze podejście do tematu. Wąskie spojrzenie na suche statystyki bramkowe byłoby niemiarodajne. Od kilku lat sezon składa się z 37 kolejek, wcześniej było to 30 gier, a w przeszłości z różnych powodów zawodnicy mieli jeszcze mniej okazji na śrubowanie rekordów.
W 1952 r. królem strzelców został Gerard Cieślik, autor 11 goli w... 12 meczach. Wówczas rozgrywki skrócono z powodu przygotowań do Letnich Igrzysk Olimpijskich w Helsinkach. Na naszej liście znajduje się osiem nazwisk, których średnia bramek w sezonie wyniosła mniej niż 0,5 gola na mecz.
Sezon 2010/11, Tomasz Frankowski (Jagiellonia Białystok), 14 goli/29 meczów, średnia: 0,48
Osiem lat temu wyścig o koronę prowadzony był w ślimaczym tempie. Jeszcze na sześć kolejek przed końcem sezonu napastnik Jagi znajdował się na czele tabeli wspólnie z Andrzejem Niedzielanem. Obaj mieli wtedy tylko 10 goli, na wiosnę strzelali bardzo mało, a media zastanawiały się, czy nie padnie niechlubny rekord nieprzekroczenia „dychy”.
Ostatecznie snajperzy wzięli się do roboty, a sezon z więcej niż 10 bramkami na koncie zakończyło czterech piłkarzy: Frankowski, Niedzielan, Abdou Razack Traore i Artjoms Rudnevs. „Franek”, po trzech trafieniach w trzech ostatnich meczach, okazał się najlepszy i zdobył swój czwarty tytuł króla strzelców w karierze.
1997/98, Mariusz Śrutwa (Ruch Chorzów), 14/29, 0,48
W tym specyficznym sezonie, zakończonym zdobyciem tytułu mistrzowskiego przez ŁKS, trzech zawodników strzeliło po 14 goli. Śrutwa, zawodnik szóstego w tabeli Ruchu, potrzebował do tego najmniejszej liczby spotkań. Napastnik cztery razy pokonywał bramkarzy z rzutu karnego. Dwie próby z jedenastu metrów były nieudane, w tym jedna w przedostatniej kolejce ligowej w meczu przeciwko Dyskobolii Grodzisk Wielkopolski. Śrutwa to członek „Klubu 100” zrzeszającego zawodników, którzy strzelili w lidze minimum 100 bramek. Legendarny snajper „Niebieskich” ma 103 trafienia.
1983/84, Włodzimierz Ciołek (Górnik Wałbrzych), 14/29, 0,48
Ciołek, wychowanek i legenda dolnośląskiego klubu, to brązowy medalista Mistrzostw Świata z 1982 r. Zdobył nawet bramkę w meczu grupowym z Peru. W sezonie 1983/84 opuścił tylko jedno spotkanie ligowe. To jeden z nielicznych królów strzelców, którzy grali na pozycji pomocnika. Ciołkowi należy się tym większe uznanie, że Górnik był wówczas beniaminkiem.
2012/13, Robert Demjan (Podbeskidzie B-B), 14/30, 0,47
Najnowszy przykład sprzed kilku lat. Słowacki snajper skorzystał z indolencji strzeleckiej bardziej utytułowanych kandydatów do korony i sensacyjnie zdobył najwięcej bramek. Podbeskidzie o mały włos nie spadło z ligi, a utrzymanie w ogromnej mierze jest zasługą Demjana, który zanotował sezon życia. Tytuł króla strzelców i piłkarza roku pomógł mu w transferze do belgijskiego Waasland-Beveren. Tam jednak Słowak kariery nie zrobił i szybko wrócił do Bielska-Białej. Później grał jeszcze w Widzewie, a obecnie strzela w trzeciej lidze czeskiej, choć zaraz skończy 37 lat.
1997/98, Arkadiusz Bąk (Polonia Warszawa), 14/30, 0,47
Piłkarz Polonii robił co mógł, by „Czarne Koszule” zdobyły tytuł mistrzowski (udało się to dwa lata później), ale ostatecznie do ŁKS-u zabrakło im trzech punktów. Dla Bąka był to najlepszy indywidualny sezon w karierze. Pomocnik strzelał jak najęty przede wszystkim w rundzie jesiennej, ale na szczyt klasyfikacji strzelców dotarł dzięki bramce w ostatniej kolejce ligowej. Dwa gole z całej puli zdobył z rzutów karnych.
1994/95, Bogusław Cygan (Stal Mielec), 16/34, 0,47
Zmarły w styczniu ubiegłego roku wychowanek bytomskich Szombierek do końca rozgrywek rywalizował o tytuł króla strzelców z kilkoma innymi zawodnikami. Choć poziom nie był wysoki, to walka o koronę była zacięta. Cygan zapewnił ją sobie w ostatnim meczu sezonu, trafiając do siatki w pojedynku z Petrochemią Płock.
Ten gol, na wagę utrzymania Stali w lidze, wywindował piłkarza na górę tabeli strzelców. Filigranowany napastnik mieleckiej drużyny o jedno trafienie wyprzedził goniących go do końca Jacka Dembińskiego i Sławomira Majaka, którzy również trafiali w ostatniej kolejce, a także Jerzego Podbrożnego.
Czołówka tabeli strzelców w sezonie 1994/95
1984/85, Leszek Iwanicki (Motor Lublin), 14/30, 0,47
Kolejny zawodnik z podobną średnią to Leszek Iwanicki, najlepszy strzelec ligi rok po wspomnianym wyżej Włodzimierzu Ciołku. Co ciekawe, Ciołek mocno starał się o obronę tytułu, ale do piłkarza Motoru zabrakło mu trzech goli. Iwanicki wydatnie przyczynił się do utrzymania lubelskiego klubu, bo był autorem niemal połowy bramek całej drużyny (14/30). Osiem lat później, będąc piłkarzem Widzewa, znów zakończył rozgrywki z identyczną liczbą goli. Na tytuł królewski nie miał szans, bo klasyfikację wygrał Jerzy Podbrożny, autor 25 trafień.
1997/98, Sylwester Czereszewski (Legia Warszawa), 14/34, 0,41
Na szczycie zestawienia znajduje się Sylwester Czereszewski, ostatni z tercetu najlepszych strzelców sezonu 1997/98. W przeciwieństwie do Śrutwy i Bąka, piłkarz Legii zagrał we wszystkich spotkaniach ligowych, dlatego legitymuje się najgorszą średnią. Z drugiej strony, jako jedyny z tej trójki nie potrzebował żadnego rzutu karnego do wykręcenia najlepszego wyniku.
Nie był to najlepszy sezon Czereszewskiego w karierze. Dwa lata później 23-krotny reprezentant Polski zanotował 16 trafień, przegrywając w klasyfikacji tylko z Adamem Kompałą i Tomaszem Frankowskim.
Mateusz Hawrot