"Moje obawy się sprawdziły. Nie powinno do tego dojść". Papszun cofnął się do finału PP, szczere słowa trenera

Raków Częstochowa w tegorocznym finale Fortuna Pucharu Polski przegrał w rzutach karnych z Legią Warszawa. Po zakończeniu spotkania na murawie PGE Narodowego było bardzo gorąco. W rozmowie z Sebastianem Staszewskim z kanału "Po Gwizdku" do tamtych wydarzeń wrócił Marek Papszun.
Jeszcze na przedmeczowej konferencji prasowej opiekun Rakowa dziwił się temu, że do prowadzenia spotkania wyznaczono Piotra Lasyka. Z perspektywy czasu uważa, że miał w tej kwestii pełną rację.
W rozmowie z Sebastianem Staszewskim z kanału "Po Gwizdku" Papszun wrócił do wydarzeń sprzed ponad trzech tygodni. Nie ukrywał, że w jego ocenie Lasyk nie do końca poradził sobie z prowadzeniem meczu.
- Po meczu powiedziałbym to samo. Bo wszystko, co mówiłem, się sprawdziło. Nie chcę wchodzić w to, kto prowokował, jak to się wszystko toczyło od pierwszego gwizdka aż do tego, co się działo w kuluarach, czyli pod szatniami - powiedział Papszun.
- Na pewno nie powinno do tego dojść. To kładzie cień na finale, bo piłka zeszła na drugi plan, a nie powinno tak być. Obawy się jednak sprawdziły, wyszło jak wyszło - dodał.
Trener Rakowa przyznał nawet, że żałuje tego, co wydarzyło się na PGE Narodowym. Ma nadzieję, iż w kolejnych latach finały Pucharu Polski przebiegać będą już w zdecydowanie lepszej atmosferze.
- Słowem puenty podkreślę, że przykro mi z tego powodu, że tak się wydarzyło. Nawet ta porażka nie jest tak przykra jak to, co się działo, szczególnie po meczu - przyznał.
- Jeśli chodzi o sam mecz, o zachowanie ławek rezerwowych, to nie powinno do tego dochodzić i to jest coś, co nie powinno się wydarzyć, ale z drugiej strony to są emocje. I w jakiś sposób można to zrozumieć. Ale wiadomo, że to przeszło pewne granice, do których dojść nie powinniśmy. Mam nadzieję, że w przyszłości do tego już nie dojdzie - zakończył.