"Minęły dwa dni". PZPN reaguje na oburzenie znanego dziennikarza. Zaskakujące oświadczenie działacza
Od kilku dni Szymon Jadczak zwraca uwagę na brak komunikacji ze strony PZPN. W sobotę dziennikarz "Wirtualnej Polski" doczekał się odpowiedzi, ale z pewnością nie takiej, jakiej oczekiwał.
Afera związana z Mirosławem Stasiakiem została ujawniona przez Szymona Jadczaka. To właśnie dziennikarz "Wirtualnej Polski" jako pierwszy powiadomił o zajściu przy okazji meczu z Mołdawią, co pociągnęło za sobą szereg zdarzeń.
Nam udało się ustalić, że PZPN dobrze wiedział o zaproszeniu człowieka skazanego za korupcję, a co więcej cieszył się on wyjątkowymi względami. Mógł w końcu wejść na murawę stadionu w Kiszyniowie, a taką przepustkę dostaje wąskie grono osób (szczegóły TUTAJ).
Zamieszanie dotyczące Stasiaka, nieporadnych oświadczeń federacji i Cezarego Kuleszy doprowadziło do stanowczej reakcji kilku sponsorów. Z kadry wycofuje się firma Tarczyński, natomiast kilka innych podmiotów poważnie rozważa podobne kroki.
Jednocześnie wspominany Jadczak chce zebrać kolejne materiały do następnych publikacji. W związku z tym zwrócił się bezpośrednio do PZPN-u, ale nadal nie otrzymał odpowiedzi.
Zachowanie działaczy nagłaśniał kilkukrotnie na Twitterze, a milczenie przerwał ostatecznie Łukasz Wachowski. Sekretarz Generalny nie zamierzał jednak bezpośrednio odpowiadać na pytania dziennikarza.
- Szanowny Panie Redaktorze, PZPN szanuje pracę wszystkich dziennikarzy. Nikt nie jest lekceważony. Pytania do Związku nadsyła wielu dziennikarzy. A my zawsze dokładamy starań, aby zmieścić się w 14 dniach, które na odpowiedź przewiduje prawo. Na marginesie dodam, że od otrzymania pańskich pytań do przesłania Panu odpowiedzi, minęły dwa dni robocze. Pozdrawiam - napisał w odniesieniu do słów Jadczaka.
Oświadczenie ze strony Wachowskiego nie zostało jednak jakkolwiek dobrze przyjęte. Sam Jadczak zauważył zaś, że pierwszego maila do PZPN wysłał... 23 czerwca.