Miał uzdrowić Legię. Był fatalny, pogonili go jak najszybciej

Miał uzdrowić Legię. Był fatalny, pogonili go jak najszybciej
Źródło: Łukasz Laskowski / PressFocus
Znane marki w CV nie grają. Brutalnie przekonała się o tym Legia Warszawa, kontraktując Dejana Kelhara. Reprezentant Słowenii miał pozwolić stołecznym dogonić w tabeli Wisłę Kraków i Lecha Poznań. Z nim na murawie bywało jednak miejscami gorzej, niż bez niego.
Na zakończenie rundy jesiennej sezonu 2010/11 Legia Warszawa zajmowała jedynie trzecie miejsce w tabeli. Dla stołecznych, liczących na zdobycie pierwszego od pięciu lat mistrzostwa Polski, było to niemałe rozczarowanie. Stało się jasne, że w trakcie zimowego okna transferowego trzeba wzmocnić drużynę. I to najlepiej na wszystkich pozycjach. Włodarze klubu niemal natychmiast ruszyli do ofensywy.
Dalsza część tekstu pod wideo
Finalnie klub zasilili napastnicy Michal Hubnik i Felix Ogbuke, pomocnik Janusz Gol i obrońca Dejan Kelhar. Zwłaszcza ostatni nabytek ciekawił wielu sympatyków. Na ul. Łazienkowską trafiał bowiem reprezentant Słowenii, który w przeszłości reprezentował barwy Greuther Fuerth czy Cercle Brugge - zespołów z jednej strony znajdujących się poza europejską czołówką, z drugiej - nieanonimowych.
Na władzach Legii nazwy wspomnianych ekip musiały zrobić niemałe wrażenie. Z miejsca zaoferowano mu dwuipółletni kontrakt, po części korzystając z tego, że ściągnięto go do Polski za darmo. Kelhar miał sprawiać bardzo pozytywne wrażenie na treningach, stąd trener Jan Urban rozważał go jako kandydata do gry w podstawowym składzie już od pierwszych meczów w rundzie wiosennej.
Tak się stało. Słoweniec rozpoczął od pierwszej minuty spotkanie z Cracovią. Zaliczył jednak kompromitujący występ. Legia zremisowała z ostatnią w stawce ekipą 3:3, a dla Kelhara oznaczało to kilkunastodniowe odstawienie od składu. Lepiej było w Pucharze Polski. Stołeczni wygrali 2:0 z Ruchem Chorzów. Po dwóch tygodniach, znów z Kelharem w składzie, przegrali jednak w lidze z "Niebieskimi" 2:3.
Były to wszystkie występy defensora na polskich boiskach. Niedługo później z posadą pożegnał się Urban, a jego tymczasowy następca Stefan Białas nawet nie spoglądał w kierunku Słoweńca. Stało się jasne, że ten będzie musiał szukać nowego pracodawcy. Latem wysyłano go na testy do sporego grona klubów - w tym tureckiego Ankaragucu. Koniec końców padło na izraelski Hapoel Hajfa. Kelhar zawinął się po kilku miesiącach.
Legia wyszła na ściągnięciu gracza źle, ale nie najgorzej. Nic nie zapłaciła, nic nie zarobiła, pokrywała tylko koszty kontraktu Słoweńca. Nie zdobyła jednak mistrzostwa, ustępując wspomnianym już Wiśle i Cracovii. Do upragnionego celu doszła dopiero dwie kampanie później, w mocno zmienionym składzie.
A co z Kelharem? Po półrocznym pobycie w Legii wciąż zmieniał kluby jak rękawiczki. Z Hapoelu trafił do Samsunsporu, z Samsunsporu do Gabali, z Gabali do Crvenej zvezdy, z Crvenej zvezdy do Sheffield Wednesday. Wszystko w trzy lata. Niebawem wrócił do ojczyzny z przerwą na chwilowe wypożyczenie do Sivassporu, a później osiadł w Austrii. Zakończył karierę w 2021 roku w barwach Uebelbach.
***
Tekst powstał w ramach cyklu "Polska Piłka", w którym wspominamy m.in. piłkarzy biegających niegdyś po polskich boiskach, pamiętne mecze przedstawicieli Ekstraklasy w Europie, a także nieco zapomniane już kluby z naszego kraju.
Redakcja meczyki.pl
Michał BonclerWczoraj · 15:05
Źródło: Własne / TVP Sport / Transfermarkt

Przeczytaj również