Mąż Marzeny Sarapaty: Wisła Kraków zalega nam między 60 a 70 tysięcy złotych
Robert Czekaj udzielił wywiadu portalowi Onet. Mąż byłej prezes Wisły Kraków skomentował nagonkę, jaka w internecie prowadzona jest na jego żonę. Zdradził również w jakim celu Marzena Sarapata pobrała z kasy klubu swoją ostatnią pensję.
- Mnóstwo informacji jest niesprawdzonych. To, co się dzieje na Twitterze, to jawne nawoływanie do przemocy (...) Na przykładzie Gdańska widzieliśmy, jak to się może skończyć, gdy ktoś po swojemu zrozumie takie słowa. Tę nagonkę można interpretować jako nawoływanie do niekorzystania z usług kancelarii, niezatrudniania nigdzie mojej żony i wypchania ją na margines życia społecznego, ale może znaleźć się ktoś z zupełnie innym spojrzeniem, bardziej agresywnym i skończy się to znacznie gorzej – stwierdził Robert Czekaj.
- Słyszę na przykład, że Andrzej Iwan mówi o uprzykrzaniu życia mojej żonie, a za nim idą kolejni. Na przykładzie Gdańska widzieliśmy, jak to się może skończyć - dodał.
- Zgadzam się z tym, że jeśli chodzi o wynagrodzenie mojej żony, odbiór społeczny jest fatalny. Można było te pieniądze rozdysponować inaczej, szkoda, że tak się nie stało. Z pieniędzmi wypłaconymi mojej żonie nie jest do końca tak, jak się mówi. Ostatni przelew pokrywał jedynie VAT od wystawionych Wiśle faktur. Jestem pewien, że w grudniu nie wzięłaby żadnych pieniędzy, gdyby nie VAT, który musiała pokryć - tłumaczy mąż Marzeny Sarapaty.
Co więcej, Robert Czekaj powiedział, że Wisła Kraków wciąż zalega jego żonie z wypłaceniem dużej ilości pieniędzy.
- Część pieniędzy wciąż jest niewypłacona. Z tego, co wiem, Wisła zalega między 60 a 70 tysięcy złotych. Jeżeli ktoś zarabiał, prowadząc działalność biznesową i generując miesięcznie określony dochód, to na kolejnym stanowisku nie chce zarabiać mniej. Taka zresztą była umowa, że jeśli moja żona ma zostać prezesem Wisły, jej stawka zostanie wyrównana w przypadku, gdy nie będzie w stanie prowadzić działalności radcowskiej - skwitował Robert Czekaj.