Marciniak wytłumaczył swoje decyzje. Dlatego nie podyktowano karnych dla Jagiellonii
Środowe spotkanie Legii Warszawa z Jagiellonią Białystok obfitowało w sędziowskie kontrowersje. W rozmowie z TVP Sport ze swoich decyzji wytłumaczył się Szymon Marciniak, który odpowiadał za analizę VAR.
Zaczęło się od możliwego zagrania ręką Ilji Szkurina. Szymon Marciniak dowodzi, że żadna z kamer nie dała mu dowodu na to, że napastnik Legii rzeczywiście przekroczył przepisy. Właśnie dlatego VAR nie mógł interweniować.
- Miałem do dyspozycji ujęcia z siedmiu kamer i żadne z tych ujęć nie dowodzi, że piłka uderzyła w rękę Szkurina. Widać, że piłka po zagraniu Pululu uderzyła Szkurina w głowę. Oczywiście, że "śmierdzi" tym, że piłka mogła też dotknąć ręki, ale nie mam na to ani jednego dowodu. Słyszałem, że powtórka tej sytuacji była pokazana po zrobieniu "zooma", ale widać na niej piłkę pod ręką, a nie uderzenie czy dotknięcie piłki ręką... - broni się Marciniak.
- Pokaż mi ujęcie z kamery pokazującej to zdarzenie z drugiej strony, żeby było widać odbicie czy chociaż dotknięcie piłki ręką. Nie ma takiej kamery. Za tą bramką nie było kamery. Na powtórce widać piłkę pod ręką Szkurina, ale na tej podstawie nie można stwierdzić kategorycznie, że ręka dotknęła piłki. Tego po prostu na żadnym ujęciu nie widać. Na żadnym ujęciu z żadnej kamery nie widać kontaktu piłki z ręką Szkurina - podkreślił.
- Po meczu był u mnie kierownik drużyny Jagiellonii. Pokazałem mu różne ujęcia. Powiedział, że rozumie, ale "śmierdzi" mu, że to jest ręka. Zapytałem, czy zmieniłby decyzję na podstawie takich ujęć? Zapytałem, które z nich pokazałby sędziemu głównemu, żeby skłonić go do podyktowania rzutu karnego? Przyznał, że nie wie, ale dodał, że czuje fizycznie, że to mogła być ręka. To ja też tak czuję, ale jak jesteś VAR-em, to musisz mieć dowód na kontakt piłki z ręką. Nie miałem takiego dowodu, dlatego nie zawołałem Piotra Lasyka do monitora - dodał.
Później w polu karnym padł Oskar Pietuszewski. Początkowo Piotr Lasyk podjął decyzję o podyktowaniu rzutu karnego, ale zmienił ją po obejrzeniu całej sytuacji i rozmowie z Marciniakiem. Nasz najlepszy arbiter nie ma wątpliwości, że i tu nie mogło być "jedenastki"
- Powiedziałem, że zawodnik Jagiellonii jest pierwszy, zagrywa piłkę lewą nogą w swoją lewą stronę, a tuż potem Wszołek stawia nogę. I to jest bardzo ważne. Tak jak w FIFA: ważna jest kolejność. Wszołek stawia nogę, a zawodnik Jagiellonii robi ruch prawą nogą i nią lekko zahacza o prawą nogę Wszołka - stwierdził.
- Niezależnie od szczegółów tej fazy akcji, wcześniej był faul na lewym obrońcy Legii. Przy linii bocznej o piłkę walczyli Dusan Stojinović, Miki Villar i Ruben Vinagre. Zawodnik Legii został tam uderzony w kolano, wtedy piłkę przejęła Jagiellonia. Dlatego rzut karny i tak musiałby zostać odwołany nawet wtedy, gdyby Wszołek rzeczywiście popełnił faul w polu karnym. Tak naprawdę najłatwiejszą decyzją byłby powrót do faulu na Vinagre i podyktowanie rzutu wolnego dla Legii w pobliżu sędziego asystenta Bartosza Heiniga. Rzutu karnego po prostu być nie mogło - zakończył.