Manuel Arboleda wspomina początki w Polsce. "To była katastrofa. Oszukał mnie agent, który załatwiał transfer"
Dariusz Faron z "Onet Sport" porozmawiał z Manuelem Arboledą o tym, jak Kolumbijczyk wspomina pobyt w naszym kraju. Były piłkarz Zagłębia Lubin oraz Lecha Poznań opowiedział o wyjątkowo trudnych początkach polskiej przygody. Wszystko przez agenta, który był odpowiedzialny za całą transakcję.
Manuel Arboleda przyleciał do Polski w 2006 roku, kiedy został piłkarzem Zagłębia Lubin. Później przez sześć lat reprezentował również barwy Lecha Poznań, a swego czasu przymierzany był nawet do gry w reprezentacji Polski.
W wywiadzie z Dariuszem Faronem z "Onet Sport" były stoper opowiedział o tym, jak wyglądały jego początki w naszym kraju. Na samym początku rozważał nawet szybki powrót do Kolumbii.
- Przyjechałem do Lubina w 2006 roku. To była katastrofa. Wtedy nie wiedziałem o Polsce nic oprócz tego, że Jan Paweł II urodził się w tym kraju. O polskim futbolu oczywiście nie miałem pojęcia. Agent, który załatwiał transfer, mnie oszukał. Powiedział, że będę cały czas leżał na plaży i się opalał, bo przez cały rok świeci słońce, więc przyjechałem w krótkich spodenkach i koszulce. Był grudzień, więc trzęsłem się z zimna i nie wiedziałem, co robić - wspomina Arboleda.
- Agent miał odebrać mnie z lotniska, ale nikt się nie zjawił. W kieszeni miałem tylko sto dolarów, a nie umiałem po polsku ani słowa. Jakaś masakra! Gdy agent nie odebrał mnie z lotniska, pomyślałem, że wracam do Kolumbii. Po chwili zdałem sobie sprawę, że muszę pokazać charakter. Marzyłem o tym, żeby grać w Europie, więc nie załamałem się fatalnym początkiem - dodał.
Chodziło jednak nie tylko o pomoc w aklimatyzacji, ale przede wszystkim pensję. Przez pierwsze pół roku Arboleda grał w ekipie Zagłębia za wyjątkowo małe pieniądze.
- Później przyszła pierwsza pensja i… znowu była masakra. Dostałem 300 dolarów! Nic z tego nie rozumiałem, bo umawiałem się na inną kwotę. Okazało się, że menedżer tak skonstruował umowę, a ja po prostu nie wiedziałem, co podpisuję. Dopiero sekretarka pracująca w klubie wyjaśniła mi, co dokładnie jest w kontrakcie. Poszedłem do prezesa, ale powiedział, że muszę wypełnić warunki umowy, a jak pokażę, że jestem dobrym piłkarzem, podpiszemy nową. Jeśli dobrze pamiętam, grałem za 300 dolarów przez pół roku - przyznał Kolumbijczyk.
Arboleda otwarcie przyznał także, dlaczego po dwóch latach odszedł z Zagłębia Lubin. Byłego prezesa "Miedziowych" oskarża o rasizm.
- Zaznaczam, że nie miałem żadnych problemów w szatni ani w mieście, na ulicy okazywano mi sympatię. Nie dogadywałem się tylko z jedną osobą. Nieważne, czy sprawa dotyczy Zagłębia Lubin, czy Realu Madryt. Zawsze trzeba szanować drugiego człowieka. To ze względu na prezesa postanowiłem poszukać nowego klubu - zakończył.