Łukasz Piszczek wskazał najtrudniejszy moment w Borussii Dortmund. "Czułem, że muszę coś z tym zrobić"
Łukasz Piszczek w zeszłym sezonie zakończył karierę piłkarską na profesjonalnym poziomie. W rozmowie z Michałem Trelą z "newonce.sport" podsumował jedenaście lat spędzonych w Borussii Dortmund. Wybrał między innymi najtrudniejszy moment w ostatnich latach.
Reprezentant Polski miał propozycję przedłużenia umowy z BVB, lecz postanowił wrócić do rodzinnych Goczałkowic. Teraz będzie między innymi ekspertem platformy Viaplay, nowego nadawcy Bundesligi w naszym kraju.
Piszczek przez wiele lat był jednym z najważniejszych ogniw Borussii. W rozmowie z Michałem Trelą z "newonce.sport" przyznał, że bardzo trudny był dla niego miniony sezon. Polak nie występował bowiem tak często, jak się spodziewał.
- W ostatni sezon wchodziłem ze świadomością, że nie będę już zawodnikiem pierwszego składu. Ale też na pewno spodziewałem się, że będę grał znacznie więcej. Od początku ostatniego sezonu trenera Luciena Favre’a trenowałem jako środkowy obrońca, choć w ustawieniu z czwórką z tyłu, w ogóle się na tej pozycji nie widziałem. U trenera Edina Terzicia trójka z tyłu już zupełnie nie wchodziła w grę - powiedział Piszczek.
- Czułem, że muszę coś zrobić z tym tematem. Poszedłem do niego, by porozmawiać o tym, że w tym ustawieniu mogę jeszcze coś dać tej drużynie jedynie na prawej obronie. Zasugerowałem, by brał mnie pod uwagę w tym sektorze boiska i pod koniec sezonu się to opłaciło. Choć na pewno musiałem długo być cierpliwy i nie był to dla mnie łatwy rok. Nie byłem zadowolony, że tak długo czekałem na szansę, ale też nie szukałem konfliktu, bo wiedziałem, że trener ma w kadrze naprawdę dużą jakość - przyznał.
Ostatnie miesiące sezonu były jednak dla Piszczka zdecydowanie lepsze. W kluczowym momencie wrócił do składu i pomógł drużynie w osiągnięciu sporych sukcesów. Nie ma wątpliwości, że spora w tym zasługa pracy z psychologiem, Kamilem Wódką.
- Myślę, że końcówka sezonu pokazała, że cały czas byłem wartościowym zawodnikiem. Niezależnie od tego, ile ma się lat, można być na określonym poziomie. Wskoczyłem do drużyny w trudnym momencie, w którym praktycznie wszyscy spisali nasz awans do Ligi Mistrzów na straty. Byłem na tyle doświadczony, że potrafiłem udźwignąć tę sytuację - zakończył.