Liverpool zaczął fatalnie, ale później nie dał rywalowi szans. Gola strzelił nawet w dziesiątkę
Liverpool wygrał pierwszy mecz w nowym sezonie Premier League. Drużyna Juergena Kloppa pokonała Bournemouth 3:1.
Mecz zaczął się fatalnie dla Liverpoolu. Katastrofalny błąd przy przyjęciu piłki przed swoim polem karnym popełnił Trent Alexander-Arnold. W szesnastkę wparował Dominic Solanke, futbolówka po odbiciu od obrońców Liverpolu trafiła do Antoine Semenyo. Ten mocnym uderzeniem pokonał Alissona.
Liverpool ruszył do odrabiania strat. W 6. minucie po rzucie rożnym w poprzeczkę trafił Virgil van Dijk.
Liverpoolowi nie kleiła się gra. Zdołał jednak doprowadzić do remisu w 28. minucie. W pole karne wbiegł Diogo Jota, zagrał w kierunku Luisa Diaza, ten podbił sobie piłkę i w ekwilibrystyczny sposób umieścił ją w siatce.
Gospodarze objęli prowadzenie w 36. minucie. Do rzutu karnego podszedł Mohamed Salah. Co prawda jego strzał zatrzymał Neto, ale przy dobitce nie miał już szans.
Liverpool dominował, ale na początku drugiej połowy otrzymał mocny cios. Bezpośrednią czerwoną kartkę za ostry faul otrzymał Alexis Mac Allister.
Choć można było się zastanawiać, czy Bournemouth nie ruszy po wyrównującego gola, to początek gry w osłabieniu okazał się koncertem Liverpoolu. Gospodarze podwyższyli prowadzenie w 62. minucie. Ze strzałem z dystansu nie poradził sobie Neto, a do odbitej przez niego piłki dopadł Jota i z bliska wpakował ją do siatki.
Bournemouth nie podniosło się po stracie trzeciego gola. Goście nie nie byli w stanie zrobić użytku z gry w przewadze jednego zawodnika. Mało tego: momentami można było się zastanawiać, kto gra w osłabieniu. Dopiero w samej końcówce Allison musiał wykazać się po strzale Traore.