Legia Warszawa okrutnie przepłaciła. Fortuna potoczyła się kołem

Legia Warszawa okrutnie przepłaciła. Fortuna potoczyła się kołem
Źródło: Rafał Rusek / PressFocus
Zagraniczne zaciągi w przypadku ekstraklasowiczów bywają udane tylko czasami. Znacznie częściej polskie kluby wychodzą jednak na nich jak Zabłocki na mydle. Oczy włodarzom Legii Warszawa nie tak dawno udało się zamydlić m.in. Salvadorowi Agrze i Ricardo Sa Pinto.
Latem 2018 roku Ricardo Sa Pinto został nowym szkoleniowcem Legii Warszawa. Powierzenie sterów krewkiemu Portugalczykowi wiązało się z napływem do klubu jego rodaków. Kilkanaście dni później szeregi stołecznych zasilił Andre Martins. Zimą przy ul. Łazienkowskiej zameldowali się natomiast Iuri Medeiros, Luis Rocha czy Salvador Agra, za którego zapłacono aż pół miliona euro.
Dalsza część tekstu pod wideo
Za takie pieniądze zarówno sternicy, jak i sympatycy klubu spodziewali się fajerwerków w wykonaniu nowego skrzydłowego. Tym bardziej, że "Wojskowi" wciąż musieli gonić, zajmując po rundzie jesiennej zaledwie drugie miejsce w ligowej tabeli. Szału jednak nie odnotowano. Przede wszystkim po pierwszych meczach okazało się, że piłkarz-obieżyświat ściągnięty z Benfiki ma kondycję słabą jak ochroniarz w markecie.
Po pięciu lutowo-marcowych występach w Ekstraklasie i Pucharze Polski postanowiono mu zatem podziękować. Problem polegał na tym, że podpisano z nim dwuipółletni kontrakt. Na jego mocy skrzydłowy nie mógł narzekać na zarobki i nie był przychylny ku opcji jego wcześniejszego rozwiązania. Musiało zatem wystarczyć odstawienie od składu i wcielenie do trzecioligowych rezerw.
Po zwolnieniu Sa Pinto Aleksandar Vuković nie był skory do postawienia na Agrę. Ostatecznie dał mu szansę w dwóch spotkaniach rundy jesiennej sezonu 2019/20. Portugalczyk udowodnił jednak bezsensownymi symulkami i niepotrzebnymi przewinieniami, że absolutnie nie warto na niego stawiać. I faktycznie, popularny "Vuko" uznał, że rezerwy są dla Portugalczyka najlepszym miejscem.
W międzyczasie skrzydłowemu zakomunikowano, że może szukać sobie nowego klubu. W trakcie zimowego okna transferowego nie znalazł się jednak nikt, kto byłby chętny zapłacić za "badziewiaka" z półtorarocznym kontraktem. W końcu sam Agra uświadomił sobie, w jak beznadziejnej sytuacji się znalazł. Postanowił przystać na rozwiązanie umowy za porozumieniem stron w maju 2020 roku.
Piłkarz był w Legii jak piąte koło u wozu, co wprost udokumentowały jego statystyki. W 11 starciach rozegranych w pierwszej drużynie i drugim zespole nie zanotował ani gola, ani asysty. Tak żałosna seria nie przytrafiła mu się wcześniej nigdzie. A trzeba powiedzieć, że Agra przywdziewał trykoty Realu Betis, Sportingu Braga, Nacionalu, Granady czy Cadiz, a więc nieanonimowych klubów.
Zawodnik wychowany w portugalskim Varzim poszukiwał nowej ekipy przez dłuższy czas. Ostatecznie w październiku z powrotem zakotwiczył w ojczyźnie, wiążąc się z Tondelą. Dwa lata później przeniósł się natomiast do Boavisty, której barwy reprezentuje po dziś dzień. Może nie gra dla lokalnej potęgi i nie występuje w europejskich pucharach, jednak opanował sztukę, z którą był na bakier w Legii: nie potyka się o własne nogi.
***
Tekst powstał w ramach cyklu "Polska Piłka", w którym wspominamy m.in. piłkarzy biegających niegdyś po polskich boiskach, pamiętne mecze przedstawicieli Ekstraklasy w Europie, a także nieco zapomniane już kluby z naszego kraju.
Redakcja meczyki.pl
Michał Boncler18 Oct · 15:05
Źródło: Legioniści.com / Transfermarkt

Przeczytaj również