Lech z zaliczką przed "azerskim piekłem". Ważna zmiana na trybunach w Poznaniu. "Wielu kibiców to zauważyło"

Lech z zaliczką przed "azerskim piekłem". Ważna zmiana na trybunach w Poznaniu. "Wielu kibiców to zauważyło"
Pawel Jaskolka / PressFocus
Lech Poznań sprawił sobie i swoim kibicom wielką niespodziankę. "Kolejorz" przed startem gry w europejskich pucharach był wielką niewiadomą, a po najpiękniejszej akcji spotkania przed wtorkowym rewanżem w "azerskim piekle" ma bardzo istotną jednobramkową zaliczkę. O takie otwarcie sezonu w Poznaniu chodziło. John van den Brom swój debiut i 50. mecz w europejskich pucharach uczcił prestiżowym i ważnym zwycięstwem.
Przed meczem wśród kibiców panowała niepewności. Dziwnym widokiem było zobaczenie przy ławce Lecha nowego szkoleniowca, który w zastępstwie Macieja Skorży rozpoczął z "Kolejorzem" bój o Ligę Mistrzów. W końcu 45 dni temu cały stadion na cały głos skandował imię i nazwisko poprzedniego trenera, który przyniósł do klubu to, o czym wszyscy marzyli. Dzisiaj być może Skorża w domowym zaciszu oglądał to spotkanie, a Lecha prowadził już holenderski duet. Nowy widok, do którego trzeba się przyzwyczaić.
Dalsza część tekstu pod wideo
Szkoleniowiec wraz z zespołem pojawił się na rozgrzewce. Po chwili dołączył do niego Danny Landzaat i obaj przyglądali się swojej nowej drużynie, schowani na ławce rezerwowych.
Początek meczu był spokojny. Obie strony się badały, później przewagę osiągnął Karabach. "Kolejorz" został zepchnięty do głębokiej defensywy, ale w niej nie pękał. Azerowie grali głównie do 16-metra przed bramką lechitów. Rywale oddawali strzały z bezpiecznej odległości, a tylko dwa trafiły w bramkę Artura Rudko. Jeśli chodzi o Ukraińca, to do przerwy dał swoim kolegom z defensywy pewność. Wychodził do piłek, dochodził do nich i wybijał. Po przerwie nie zszedł z dobrego poziomu. Zdecydowanie pomógł zachować czyste konto, choć wcale nie miał aż tak dużo pracy, ile mógł się spodziewać przed meczem.
Lech z kolei próbował bardzo szybko przejść pod bramkę rywala, tak jak za czasów Macieja Skorży, ale nie za bardzo to wychodziło. Azerowie dobrze i przede wszystkim szybko organizowali się w defensywie po stratach piłki. Kilka razy także potrafili szybko przeciąć takie akcje Lecha.
Każdemu przed meczem rzuciła się w oczy obecność w wyjściowym składzie Kristoffera Velde, a brak w nim Adriela Ba Loui. Jak udało nam się dowiedzieć, na prawej stronie pojawił się Velde, bo celem było większe zabezpieczenie prawej strony. Iworyjczyk często zapominał w przeszłości o defensywie, a na lewej stronie gości grał Abdellah Zoubir, który był wyróżniającym się graczem dwa lata temu podczas meczu z Legią Warszawa i był autorem jednej z bramek w tamtym spotkaniu.
Norweg nie grał zbyt dobrze do momentu, kiedy jednym, dobrym podaniem, otworzył akcję bramkową na prawej stronie.

Po przerwie - Lech lepiej zorganizowany

Lech do przerwy miał problemy z utrzymaniem się z piłką na połowie rywala, wymieniając przy tym kilka podań. "Kolejorz" nie był "ekskluzywny" w ofensywie. Jednak to lechici przeprowadzili najładniejszą akcję jeszcze przed zejściem do szatni i w sumie jedyną w pierwszej połowie, a ona zakończyła się golem. Świetne dośrodkowanie Pereiry z prawej strony wykończył Ishak, dla którego była to 9. bramka w Lechu w europejskich pucharach w 11 rozegranym meczu.
W drugiej połowie do gry ostro ruszył Karabach i już w jednej z pierwszej akcji mógł wyrównać. Lech przetrwał ten mocny początek, momentami zaczął iść na wymianę ciosów, a już w okolicach 60. minuty było widać kryzys fizyczny u jednych i drugich. Robiły się dziury w środku pola. Było to ryzykowne, ale lechici potrafili kontrować i tworzyć więcej akcji ofensywnych, czym odpychali rywali od własnej bramki. Piłkarze Lecha utrzymywali się dłużej przy piłce na połowie rywala.
Sam mecz trzymał w napięciu w każdej minucie i do samego końca. Przy Bułgarskiej wielu kibiców zauważyło, że dawno nie było tak żywiołowego i głośnego dopingu. Trybuny Stadionu Miejskiego żyły tak samo, jak John van den Brom w końcówce spotkania. Kibice Lecha już od pierwszego meczu byli na 100 proc. gotowi na nowy sezon.
W miarę upływu minut Lech wyglądał coraz lepiej w defensywie. Każdy z obrońców wraz z bramkarzem grali pewnie i skutecznie. Azerowie z Poznania wyjeżdżają bez gola i to także jedna z najważniejszych informacji wtorkowego wieczoru. Później John van den Brom przeprowadził dwie zmiany i zespół przeszedł na ustawienie 1-4-4-2 poprzez wprowadzenie Szymczaka.
Lech grał mądrze i odpowiedzialnie. Momentami było widać dojrzałość drużyny. Była walka, było zaangażowanie i piękna akcja. Tym udało się wygrać z Karabachem i postraszyć Azerów przed rewanżem.
Holender zaliczył dobre otwarcie w Poznaniu. Wygrał mecz z bardzo trudnym rywalem, czym kupił sobie publikę. Po wszelkich czerwcowych perturbacjach Lechowi nie mogło się przydarzyć nic lepszego niż zwycięskie otwarcie sezonu z mocnym Karabachem. Awans do kolejnej rundy jest jak najbardziej realny, a "Kolejorz" się nawet do niego przybliżył. Taki wynik w Poznaniu wzięto by w ciemno jeszcze przed startem meczu. Teraz lechici muszą zagrać takie samo, albo jeszcze lepsze spotkanie.
Czas na azerskie piekło, bo przecież Azerbejdżan nazywany jest "Land of fire", czyli kraj ognia.

Przeczytaj również