Lech Poznań nie zwalnia Dariusza Żurawia i rzuca koła ratunkowe. Psycholog, brak urlopu i ocena indywidualna

Lech Poznań nie zwalnia Dariusza Żurawia i rzuca koła ratunkowe. Psycholog, brak urlopu i ocena indywidualna
Michal Jankowski MJ Media / shutterstock.com
Nie będzie radykalnych kroków podjętych przez działaczy Lecha Poznań pod adresem Dariusza Żurawia. Trener zostaje na stanowisku. Na tę chwilę do końca sezonu, kiedy zostanie poddany ocenie za rozgrywki 2020/21. Czy tyle wytrzyma? Nie dajemy sobie uciąć za to palca, ale resuscytacja formy „Kolejorza” wciąż leży w jego rękach. Piłkarze udadzą się też na indywidualną ocenę i do psychologa.

Po wstydliwej porażce z będącą w słabej formie, prowadzoną przez tymczasowego trenera i osłabioną Jagiellonią w Poznaniu znów zawrzało. Chciałoby się powiedzieć, który to już raz w ostatnich miesiącach? Przy Bułgarskiej nikt już nie pamięta o dobrym starcie sezonu i efektownym awansie do fazy grupowej Ligi Europy. Potem było już tylko gorzej.
Dalsza część tekstu pod wideo

Kilkanaście dni na reset

Dziś Lech jest średniakiem ligi. Zajmuje ósme miejsce i mimo wielu zimowych transferów nie widać, aby szedł w górę z formą. W takim wypadku niemal cała krytyka skupia się na Żurawiu. Trener nie znalazł do tej pory antidotum na przeciętność zespołu, który na wiosnę zdobył zaledwie połowę z 24 możliwych do zdobycia punktów. W dodatku odpadł z Pucharu Polski, który zdawał się najłatwiejszą ścieżką do uratowania sezonu przez zagwarantowanie sobie kwalifikacji do europejskich pucharów.
Teraz klub może już liczyć tylko, że czwarte miejsce zagwarantuje mu szansę na występ w Europie. Trzeba sobie powiedzieć, że jeśli ustabilizuje formę, nie jest to nierealny scenariusz. Do Lechii zajmującej pozycję za podium traci zaledwie cztery punkty. To wciąż bliski kontakt z człoówką, gdy do zdobycia są jeszcze 24 oczka. Ale najpierw trzeba zacząć grać lepiej. Wysłać sygnały poprawy. A tak nie jest, co doskonale było widać w ostatnim meczu, gdy rywal był na linach, a zdołał jeszcze znokautować gospodarza.
Mimo tego ciosu władze Lecha trzymają ciśnienie. W przerwie reprezentacyjnej - jak poinformował Damian Smyk z "Weszło", a my również to potwierdziliśmy - nie dojdzie do zmiany. "Kolehorz" nie idzie w ślady Śląska Wrocław, który zatrudnił Jacka Magierę. Żuraw dostaje kolejne koło ratunkowe. Kilkanaście dni na reset, pracę i przygotowanie do meczu z jeszcze gorszą w ostatnim czasie Cracovią.
Można sobie wyobrazić, że gdyby Żuraw potknął się na „Pasach”, to może w końcu nastąpić koniec jego pracy. Cierpliwość ma jakieś granice. Nie jest też tak, że w Poznaniu siedzą z założonymi rękoma i nic nie robią w temacie ewentualnych następców. Lista kandydatów się zapełnia i coraz głośniej mówi się o powrocie Macieja Skorży.
Gdyby jednak Lech przeskoczył tak nisko zawieszoną poprzeczkę, potem czeka go już bardzo trudny i być może decydujący terminarz - Legia, Raków i Lechia. Takim układem kalendarza można pogrzebać lub wręcz przeciwnie - mocno podreperować nastroje wokół zespołu. Dlatego szkoleniowiec jeszcze dostaje czas.

Brak urlopu i zajęcia z psychologiem

Lech podjął kroki naprawcze. Piłkarze mieli dostać w przerwie międzynarodowej trzy dni wolnego. O tym mogą zapomnieć. Już wrócili do pracy. W następnych dniach czekają ich indywidualne rozmowy i ocena ich gry. Mają zdiagnozować i poszukać odpowiedzi, co jest nie tak z funkcjonowaniem na boisku. Także przy pomocy psychologa, który będzie miał sesje z zawodnikami. Widać, że przy Bułgarskiej szukają już wszelkich sposobów na wstrzyknięcie nowej energii. Wszystkich oprócz zwolnienia Żurawia.
Dlaczego władze Lecha nie chcą tego zrobić? Są dwie odpowiedzi. Nie mogą znaleźć odpowiedniego następcy lub dogadać się z nim na tym etapie sezonu. Słyszymy też, że łatwiej będzie im pożegnać obecnego trenera latem - bez wielkiego uszczerbku w kasie klubu. Lech zawsze stara się wpisywać zabezpieczenia w umowach. Żuraw, który jesienią przedłużył kontrakt do czerwca 2023 roku, ma według naszej wiedzy zapisane w umowie takie wentyle bezpieczeństwa - korzystne z pozycji klubu do w marę bezbolesnego rozstania po sezonie. Być może dlatego jak mantrę powtarza się, że ocena trenera przyjdzie dopiero latem.
Do zakończenia rozgrywek PKO Ekstraklasy pozostało półtora miesiąca. W poznańskich gabinetach wciąż tli się nadzieja, że Lech wreszcie wejdzie na właściwą ścieżkę i rzutem na taśmę uratuje ten rok. Nadzieję stracili za to kibice „Kolejorza”, którzy zapewne mocno dawaliby upust emocjom na trybunach, gdyby czasy były inne. Szybko okaże się, która opcja wygrała - stalowa cierpliwość czy chęć natychmiastowej zmiany.

Przeczytaj również