Szef arbitrów wytłumaczył błędy sędziów. Lech i Pogoń skrzywdzone. "Wybrali złe ujęcia, zabrakło zimnej krwi"
W 28. kolejce PKO Ekstraklasy nie brakowało sędziowskich kontrowersji. Przewodniczący Kolegium Sędziów PZPN, Tomasz Mikulski, w programie "Liga+ Extra" otwarcie przyznał, że Lechowi Poznań oraz Pogoni Szczecin należały się rzuty karne.
"Portowcy" przed własną publicznością niespodziewanie ulegli Wiśle Płock, natomiast "Kolejorz" zremisował z Legią Warszawa. W końcówkach obu meczów byliśmy świadkami dużych kontrowersji. W obu sytuacjach doszło do zagrania ręką w polu karnym, ale po analizie VAR nie doszło do podyktowania "jedenastek".
Przewodniczący Kolegium Sędziów PZPN, Tomasz Mikulski, przyznał, że w obu przypadkach sędziowie popełnili błąd. Bardziej rażący był ten w Poznaniu. Okazało się bowiem, że arbitrzy wybrali złe kamery.
- Oceniam, że w obu przypadkach decyzją optymalną byłoby podyktowanie rzutów karnych. Powód, dla którego VAR nie interweniował, był w obu przypadkach zupełnie odmienny - powiedział Mikulski w programie "Liga+ Extra".
- W Szczecinie była to kwestia dość złożonej interpretacji zdarzenia. VAR bardzo metodologicznie podszedł do analizy tej sytuacji. Wziął pod uwagę, że piłka była zagrana z bliska, silnie, a zatem była nieoczekiwana dla obrońcy. Trafiła go w rękę, która w początkowej fazie nie była ewidentnie ułożona nienaturalnie. To przysłoniło może nieco VAR-owi fakt, że niezbyt dokładnie ocenił ruch ręki - stwierdził.
- Dla mnie decydujący w opinii, że należało podyktować rzut karny, jest fakt tego ruchu, w którym obrońca przywiódł piłkę do swojego tułowia. Z punktu widzenia VAR nie była to decyzja czarno-biała, sędzia miał poczucie, że zamienia jedną kontrowersję w drugą. To nie był brak staranności, ale kwestia interpretacji - podkreślił.
- Zupełnie odmienną sytuację mieliśmy w Poznaniu. Tutaj sędziowie VAR analizowali to, ale wybrali akurat te ujęcia, w których nie udało się dokładnie i precyzyjnie zwizualizować miejsca kontaktu. Wyszło to niefortunnie. Zabrakło im trochę cierpliwości i zimnej krwi - ocenił.
- W mojej opinii sam fakt, że było już po końcowym gwizdku, zdejmował z nich trochę presję czasu. Mogli dłużej, dokładniej i z każdej strony ocenić to zdarzenie. Najlepsza jest wysoka kamera zza bramki, która wszystkich widzów przekonała o tym, jaka powinna być decyzja. Sędziowie VAR oglądali niższą kamerę, gdzie tego aż tak nie widać. To jest geneza błędu - zakończył.