Kuriozum w Eredivisie. Vitesse i Sparta dokończyły mecz sprzed półtora miesiąca. Grano... sześć minut
Kuriozalne wydarzenie w Eredivisie. Po półtoramiesięcznej przerwie dokończono mecz Vitesse ze Spartą Rotterdam. Grano przez... sześć minut.
Mecz Vitesse ze Spartą rozpoczął się 4 marca. Gra została przerwana na początku doliczonego czasu drugiej połowy. Powodem było zachowanie kibiców gospodarzy. Jeden z nich wtargnął na boisko i zaatakował bramkarza gości Madukę Okoye. Na boisko rzucano petardy i inne przedmioty. W tej sytuacji sędzia Rob Dieperink nie widział możliwości kontynuowania zawodów.
Holenderski Związek Piłki Nożnej (KNVB) nie zdecydował się na przyznanie walkowera Sparcie. Działacze postanowili, że mecz zostanie dokończony. Sytuacja była o tyle kuriozalna, że chodziło o dogranie sześciu minut doliczonego czasu.
- To wręcz szalona sytuacja. Oczywiście dokładnie przemyśleliśmy, w jaki sposób sobie poradzić. Chcemy doprowadzić do remisu. Musimy ustawić drużynę tak, by była jak największa szansa na zdobycie gola - zapowiadał Thomas Letsh, trener Vitesse.
Drużyny wznowiły grę w możliwie podobnych składach do tych, w jakich przebywały na boisku w momencie przerwania zawodów. Wyjątkiem byli piłkarze, którzy nie mogli zagrać z powodu kontuzji. Zmienił się też sędzia - Diepernika zastąpił Bas Nijhuis.
Vitesse w niecodziennych okolicznościach nie zdołało doprowadzić do remisu. Sparta skupiła się na defensywie - Henk Fraser zdecydował się na system z... siedmioma obrońcami. Długie podania stosowane przez graczy gospodarzy nie stanowiły dla nich zagrożenia.