Kuriozalny gol wyrzucił FC Kopenhagę z Ligi Europy. Murowany kandydat do najgłupszej bramki roku [WIDEO]
FC Kopenhaga sensacyjnie pożegnała się z rozgrywkami Ligi Europy w ostatniej fazie eliminacji. Duński zespół odpadł w rywalizacji z chorwacką Rijeką (0:1). Gol, który zadecydował o awansie, może śmiało kandydować do miana najgłupszej, najdziwniejszej bramki roku.
Wicemistrzowie Danii z Kamilem Wilczkiem w składzie po wyeliminowaniu Piasta Gliwice podejmowali na własnym boisku Rijekę, w barwach której gra m.in. były napastnik Legii Warszawa, Sandro Kulenović. Rosły snajper miał spory udział w wywalczeniu decydującego gola. Chorwat zapewne nie spodziewał się jednak, w jaki sposób przyczyni się do zwycięstwa. W 20. minucie miała miejsce zwariowana, szalona, kuriozalna akcja, po której piłkę do własnej siatki skierował zawodnik Kopenhagi, Peter Ankersen.
Goście z Rijeki wyszli z kontrą. Wspomniany Kulenović wygrał główkę na własnej połowie i ruszył do przodu, korzystając z przywileju korzyści zastosowanego przez sędziego. Przebiegł kilkanaście metrów i zaczął zbliżać się do jednego z rywali. Jednocześnie gonił go inny przeciwnik. Gdy Duńczycy we dwóch planowali odebrać Chorwatowi futbolówkę, jeden z nich... potknął się i tym samym zahaczył kolegę z drużyny. W efekcie tego obaj leżeli na murawie, a Kulenović popędził w pole karne.
To nie był koniec "piłkarskich jaj". Były napastnik Legii, zobaczywszy wychodzącego z bramki golkipera, postanowił go przelobować. Podciął piłkę, ta jednak trafiła w poprzeczkę. To kompletnie zaskoczyło wracającego Ankersena, który stał metr-dwa przed linią bramkową i zapewne spodziewał się szczęśliwego finału akcji. Otóż nie. Futbolówka odbiła się od zdezorientowanego piłkarza i wpadła do siatki. Kuriozum przez wielkie "K". Zobaczcie sami.
Piłkarze Kopenhagi nie zdołali odwrócić wyniku i po porażce 0:1 pożegnali się z rozgrywkami, choć oddali prawie dwukrotnie więcej strzałów od przyjezdnych. Kamil Wilczek rozegrał pełne 90 minut.