"Kuba Błaszczykowski był w tragicznym stanie, ale poddał się drakońskiemu treningowi. To była ostra jazda!"
Jakub Błaszczykowski długo walczył o powrót do zdrowia i formy po kontuzji pleców. Dobre efekty dały dopiero treningi z Leszkiem Dyją. - To była ostra jazda - mówi trener przygotowania fizycznego Wisły Płock.
Błaszczykowski doznał kontuzji pleców w listopadzie ubiegłego roku. Choć początkowo informowano, że uraz nie jest zbyt poważny, to w Wolfsburgu nie potrafiono go przygotować do powrotu na boisko. Zdesperowany piłkarz postanowił szukać pomocy w Płocku, gdzie ćwiczył pod okiem Leszka Dyi, trenera przygotowania fizycznego tamtejszej Wisły.
Treningi w Polsce poskutkowały, bo Błaszczykowski w końcówce sezonu rozegrał kilka meczów w Wolfsburgu, a teraz przygotowuje się do wyjazdu na mistrzostwa świata. Jego dyspozycja po przyjeździe do Płocka nie zwiastowała jednak niczego dobrego. Dyja mówi wręcz, że odbudowę formy reprezentanta Polski rozpoczął z "poziomu zera bezwzględnego".
- W takim stanie, jak przyjechał do Płocka, jeszcze Kuby nie widziałem od 2008 roku. Nawet po rekonstrukcji więzadeł krzyżowych nie było tak tragicznie. Dodatkowo stawił się u nas ze zwapnieniem nadgarstka w prawej ręce. Mocno utrudniło to robotę, bo trzeba było znaleźć takie działania, żeby zbudować cały układ mięśniowy od podstaw. Ale bez udziału prawej dłoni nie mogliśmy stosować podporów, ani złapać tą ręką żadnego przyrządu – gum, czy dużej piłki - mówi Dyja w rozmowie z Adamem Godlewskim w dzienniku "Sport".
Problemy Błaszczykowskiego z ręką były tak duże, że po przyjeździe do Płocka nie mógł się nawet przywitać. Niemieccy lekarze twierdzili, że przy takich dolegliwościach konieczna jest operacja. Ostatecznie zabieg nie był potrzebny. Dzięki pracy z Dyją piłkarz zaczął ruszać nadgarstkiem, dzięki czemu mógł wydajniej pracować.
- Praca przyniosła zakładany skutek tylko dlatego, że Kuba przyjechał z nastawieniem stuprocentowego poddania się drakońskiemu reżimowi treningowemu. Ćwiczyliśmy systemem 2-2-1, czyli dwa dni po dwa zajęcia, a trzeciego – jedne. Każdy trening trwał minimum dwie i pół godziny, a proszę uwierzyć – w każdej minucie z przepracowanych pięciu godzin to była harówka! W pierwszym tygodniu po drugim cyklu zajęć, nawet jednak Kuba powiedział, że nie jest w stanie utrzymać tego reżimu, bo organizm zwyczajnie się zbuntował - przyznaje Dyja.
- Mam duży, ogromny wręcz szacunek dla Kuby za to, ile włożył wysiłku w powrót do formy. Objętościowo i jeśli chodzi o intensywność, ta praca była znacznie większa przez te niespełna trzy tygodnie, niż drużyna Wisły Płock wykonała w całym okresie przygotowawczym. To była naprawdę ostra jazda! - podkreśla szkoleniowiec.
Choć Błaszczykowski w trakcie treningów z Dyją odczuwał ból pośladka, który utrudniał mu normalne funkcjonowanie, to jego zaangażowanie przyniosło bardzo dobre efekty.
- Testy wydolnościowe wykonaliśmy pierwszego dnia zajęć, i po tych się załamałem, a także dwa dni przed powrotem Kuby do Wolfsburga. Końcowy wynik był satysfakcjonujący, nawet bardzo. Pokazał, że nasz reprezentant jest wytrenowany na 97 procent swoich możliwości wydolnościowych z roku 2015 - mówi Dyja.