Krzysztof Stanowski ostro skomentował karę za korupcję dla Cracovii. "Kupowanie punktów to jakieś kuriozum"

Niedawno polski sąd wydał wyrok ws. korupcji w polskiej piłce. Za kupowanie meczów w sezonie 2003/2004 skazane zostały między innymi osoby związane z Cracovią. Krzysztofowi Stanowskiemu bardzo nie podoba się, że "Pasy" negocjują z Polskim Związkiem Piłki Nożnej karę, którą otrzymają w kolejnych rozgrywkach.
Chociaż od korupcyjnego skandalu w polskiej piłce minęła już ponad dekada, to temat wciąż nie jest definitywnie zamknięty. W rozgrywkach 2020/2021 karę za czyny sprzed kilkunastu lat poniesie prawdopodobnie Cracovia.
Według ostatnich doniesień mediów "Pasy" ukarane zostaną pięcioma ujemnymi punktami i zapłacą milion złotych kary. Wcześniej mówiło się o dziesięciu "oczkach" na minusie. Krzysztof Stanowski w "Kanale Sportowym" wyraził ostrą opinię na temat negocjacji klubu z Polskim Związkiem Piłki Nożnej.
- Zdarzało mi się w życiu składać różne oferty, które były przez inne osoby lub instytucje przyjmowane lub odrzucane. To jest normalne. Ale nigdy nie zdarzało mi się negocjować, jaką karę lub mandat mam otrzymać. Najbardziej kuriozalne jest to, że te doniesienia są prawdziwe. Naprawdę toczyły się takie negocjacje, bo w innym wypadku ktoś z PZPN-u by temu zaprzeczył - stwierdził Stanowski.
- Wiele klubów już odcierpiało za swoje grzechy korupcyjne. Zazwyczaj drużyny były degradowane. Cracovia od 19 lat nie została ukarana, w największym stopniu jest to wina polskiego wymiaru sprawiedliwości. To sprawia, że teraz ucierpią niewinni ludzie, bo tacy są obecni pracownicy oraz piłkarze Cracovii - dodał.
- To jest trudna sprawa do osądzenia i jakikolwiek wyrok nie zapadnie, on zawsze będzie niesprawiedliwy. Póki co Cracovii się upiekło i teraz negocjuje, jak bardzo ma się jej upiec. Dla mnie to sytuacja niedorzeczna, że sąd piłkarski zaprasza do stołu klub, traktuje go jako partnera - powiedział dziennikarz.
- Jedno dla mnie jest jasne – zamienianie kary punktowej na finansową jest niczym innym, jak kupowaniem. Wcześniej kupowano punkty u innych klubów, teraz kupuje się je u organizatora rozgrywek. Jeśli początkowo była mowa o 10 ujemnych „oczkach”, a teraz ma być ich pięć i milion złotych kary, to oznacza, że jeden punkt u organizatora kosztuje 200 tysięcy złotych. Całe szczęście, że nie można zaczynać rozgrywek z przewagą nad innymi klubami po wpłaceniu pewnej kwoty - zakończył.