Kozioł ofiarny PZPN. Tak zwalnia federacja po wpadce z Fijarczykiem [KULISY]
Polski Związek Piłki Nożnej zwolnił szeregowego pracownika, bo w klipie promującym 70. edycję Pucharu Polski znalazł się skazany za korupcję sędzia - Antoni Fijarczyk. Jednak jak ustaliliśmy, konkretne polecenie, ze wskazaniem listy meczów, poszło z góry. Trudno nie uznać więc, że po wybuchu kolejnej afery PZPN znalazł kozła ofiarnego i w ten sposób chciał ugasić pożar. Znowu wyszło źle.
PZPN ma ostatnio fatalny czas. Jak nie porażka w el. EURO 2024 z Mołdawią, to afera z zabraniem na pokład oficjalnego samolotu kadry skazanego i zawieszonego w strukturach Mirosława Stasiaka. Lista wpadek jest tak długa, że nie ma sensu jej teraz przytaczać. Przy ul. Bitwy Warszawskiej ostatnio po prostu pali się cały czas.
Kolejna afera
Wizerunkowe wpadki PZPN wywołały zmiany w Departamencie Komunikacji i Mediów. Aleksandrę Kostrzewską na stanowisku dyrektora zamienił Tomasz Kozłowski i ten już nie ma spokojnej końcówki wakacji, bo federacja znów wpadła w szambo.
W sobotę znany fotograf sportowy, Piotr Kucza, umieścił na swoim profilu twitterowym kadr z filmu promującego 70. edycję Pucharu Polski. Co może być nie tak w krótkim, zdawałoby się przyjemnym klipie promocyjnym?
Niemal na starcie materiału widzów wita wąsata twarz Antoniego Fijarczyka. Sędziego, od którego zaczął się największy piłkarski skandal – afera korupcyjna. To Fijarczyk prowadził „słynny” mecz barażowy Szczakowianka Jaworzno – Świt Nowy Dwór Mazowiecki i to Fijarczyk był bohaterem głośnego zatrzymania przez organy ścigania, gdy przyjmował pod Kielcami 100 tysięcy złotych łapówki z rąk Piotra Dziurowicza – prezesa GKS-u Katowice, który poszedł na współpracę z policją. Sędzia został zatrzymany, oskarżony m.in. o udział w zorganizowanej grupie przestępczej, skazany, a także wyrzucony bezpowrotnie ze struktur PZPN.
W obliczu ostatnich wojaży Stasiaka i słynnego już „za zu zi za zu za”, podłączenie kolejnej osoby tak wyraźnie kojarzonej z korupcją do działań PZPN musiało wywołać burzę. Gorąco zrobiło się na zewnątrz, ale też w środku związku, o czym świadczy reakcja sekretarza generalnego – Łukasza Wachowskiego.
Musiała polecieć głowa
Zdanie „W PZPN nie ma miejsca na takie pomyłki...” brzmi zabawnie z perspektywy ostatnich wpadek, ale zostawmy to. W opisywanej tu sytuacji ważniejsze są wspomniane konsekwencje służbowe. Po sobotniej publikacji góra PZPN, z prezesem Cezarym Kuleszą na czele, wpadła w szał. Miało być nowe komunikacyjne otwarcie, a znów zrobił się syf. Musiała polecieć głowa.
Naturalnym jest, że w procesie powstawania taki materiał przechodził przez wiele rąk. Na końcu powinien trafić do kogoś decyzyjnego. Na dywaniku u Wachowskiego wylądowało kilka osób, ale do ścięcia wytypowano szarego, szeregowego pracownika. Pierwszego w łańcuchu powstawania tej produkcji. Archiwistę, który selekcjonował ujęcia do klipu. O decyzji został poinformowany telefonicznie. W zasadzie to nawet go nie zwolniono. PZPN zdecydował, że nie przedłuży mu wygasającej w sierpniu umowy o dzieło. Koniec, kropka, czyste papcie.
Trudno nie przypuszczać, że PZPN znalazł sobie łatwego kozła ofiarnego. Dlaczego akurat archiwista poniósł najsurowsze konsekwencje skoro ustaliliśmy, że wcześniej powstała lista meczów, z których ukarany miał jedynie wybrać historyczne ujęcia? Pomysł na klip, a także listę z piętnastoma spotkaniami Pucharu Polski wysłała góra - Departament Marketingu PZPN.
Lista meczów, z których wybierano ujęcia:
Czarni Żagań - Górnik Zabrze 0:4 (1965)
Arka Gdynia - Wisła Kraków 2:1 (1979)
Legia Warszawa - Lech Poznań 5:0 (1980)
GKS Katowice - Górnik Zabrze 4:1 (1986)
Miedź Legnica - Górnik Zabrze 1:1, k. 4:3 (1992)
Legia Warszawa - Jagiellonia Białystok 5:2 (1989)
Lech Poznań - Legia Warszawa 2:0 (2004)
Legia Warszawa - Lech Poznań 1:0 (2004)
Zawisza Bydgoszcz - Zagłębie Lubin 0:0, k. 6:5 (2014)
Legia Warszawa - Lech Poznań 2:1 (2015)
Lech Poznań - Arka Gdybia 1:2 (2017)
Cracovia - Lechia Gdańsk 3:2 (2020)
Raków Częstochowa - Arka Gdynia 2:1 (2021)
KKS Kalisz - Widzew Łódź 5:5, k. 4:3 (2022)
Legia Warszawa - Raków Częstochowa 0:0, k. 6:5 (2023)
Pogrubione spotkanie to te, z którego pochodzi kadr z Fijarczykiem. Trudno uznać, że wina za znalezienie się skorumpowanego sędziego w klipie spada bezpośrednio na ludzi pracujących przy materiale - archiwistę czy montażystów. Ludzi młodych, którzy nawet nie znają i nie kojarzą twarzy Fijarczyka. Po pierwsze, polecenie poszło z góry: wybrać historyczne momenty. Po drugie, gdzie w tym wszystkim kontrola tego, co wypuszcza na zewnątrz federacja? Przy takich produkcjach na końcu zawsze jest kolaudacja, czyli finalna akceptacja materiału.
W PZPN nieoficjalnie przyznają: zawiodły procesy. Procesy, których dziś właściwie nie ma. Departament Marketingu od miesięcy nie ma swojego dyrektora po tym, jak odszedł Grzegorz Stańczuk. W dziale komunikacji trwa okres urlopowy. Mimo że paliło się i waliło to Aleksandra Kostrzewska była za granicą. Dziś mówią nam wprost – nikt decyzyjny klipu nie obejrzał. Ale łatwo było uderzyć i poświęcić archiwistę na umowie o dzieło. Przekaz na zewnątrz miał być mocny: „Wyciągnęliśmy surowe konsekwencje”. Tylko w tym przypadku zupełnie przestrzelone.
No bo gdzie konsekwencje w znacznie poważniejszej sprawie - wpuszczeniu na pokład wykluczonego do 2026 r. przez PZPN Stasiaka? Przecież tam też, jak byk, zawiodła kontrola wewnątrz organizacji. Dziś PZPN uzyskał jeden efekt: szeregowi pracownicy związku są przestraszeni. Czują, że to ich może spotkać kara za wpadki wyżej postawionych i wielu już szuka sobie nowych miejsc pracy.
W niedzielnym "Pogadajmy o piłce" porozmawiamy o tej sprawie z Tomaszem Kozłowskim - nowym dyrektorem komunikacji PZPN: