Koncertowe rozczarowanie Legii. Wielka klapa z wielkiego klubu

Koncertowe rozczarowanie Legii. Wielka klapa z wielkiego klubu
Źródło: Rafał Oleksiewicz / PressFocus
Miał być godnym następcą Vadisa Odjidjy-Ofoe. Na boisku prezentował się jednak tak, jakby przeszedł do Legii nie z Juventusu, a z Ochrony Juwentus. Cristian Pasquato ni w ząb nie nawiązał do występów poprzednika, szybko tracąc przychylność nie tylko kibiców, lecz także trenera.
Po sezonie 2016/17 Legię Warszawa opuścił prawdziwy mózg drużyny. Po zaledwie roku przy ul. Łazienkowskiej 3, zakończonym mistrzostwem oraz godnymi występami w fazie grupowej Champions League, Vadis Odjidja-Ofoe przeniósł się do greckiego Olympiakosu. Oferta była nie do odrzucenia, jednak konieczność znalezienia następcy Belga zdawała się sprawiać włodarzom klubu niemały kłopot.
Dalsza część tekstu pod wideo
W biurach stołecznych popracowano jednak na tyle sprawnie, że po niecałych dwóch tygodniach kontrakt z klubem podpisał kreowany na następcę Vadisa Cristian Pasquato. Był to jeden z transferów, w które - przynajmniej na papierze - trudno było uwierzyć. Włoch przenosił się bowiem do Warszawy z... Juventusu. W 2008 roku udało mu się rozegrać nawet jedną minutę w Serie A.
Po dziewięciu latach od tego wyczynu Pasquato był zawodnikiem nieco zblazowanym, lecz wciąż gotowym do występów na solidnym poziomie. Zdążył reprezentować barwy Empoli, Lecce, Torino, Bologny, Pescary czy Livorno. Łącznie znalazł się na 11 wypożyczeniach, przez dziewięć lat będąc pomocnikiem zaledwie dwóch klubów: “Juve” i Udinese. Po raz pierwszy stał się zatem bohaterem zagranicznego transferu definitywnego. Spekulowało się, że stołeczni zapłacili ćwierć miliona euro.
Do statusu Vadisa Pasquato sporo brakowało już od samego początku. Choć wierzono w jego umiejętności, oferując mu umowę na dwa lata, możliwości pozbycia się go z Legii sondowano już po kilku miesiącach, gdy klub otrzymał kilka propozycji z zaplecza włoskiej ekstraklasy. Włoch irytował swoją grą zarówno szkoleniowców, jak i fanów. Pomimo kilku przebłysków geniuszu znacznie częściej wolał grać na chaos, gubiąc piłkę, oddając strzały rozpaczy czy posyłając niedokładne podania.
Ostatnie miesiące kampanii 2017/18 i pierwsze przebłyski rozgrywek 2018/19 stanowiły zaś totalną sinusoidę w jego wykonaniu. Najpierw w najważniejszym momencie zdobył bramkę zapewniającą stołecznym zwycięstwo z Wisłą Kraków, kluczowe w walce o obronę mistrzowskiego tytułu. Przyczynił się również do zdobycia Pucharu Polski Wkrótce poprztykał się jednak z trenerem Deanem Klafuriciem.
Podczas zgrupowania w Warce Pasquato napyskował Chorwatowi. Został karnie odesłany do Warszawy. Od tego czasu pozostawał odstawiony od składu. Do tego został zmuszony do trenowania najpierw indywidualnie, a potem z trzecioligowymi rezerwami. Odbył rozmowę wychowawczą, po której jego status się nie zmienił. Przynajmniej do czasu, aż Klafuricia nie zastąpił Ricardo Sa Pinto.
Włoski pomocnik nie znalazł jednak uznania również w oczach krewkiego Portugalczyka. W trakcie rundy jesiennej notował występy wyłącznie z ławki rezerwowych. Sa Pinto nie wystawił go w wyjściowej jedenastce ani razu, gdyż ten nie dawał mu żadnych argumentów - prezentując coraz gorszą dyspozycję i stając się jednym z największych transferowych niewypałów ostatnich lat.
Ostatni raz Pasquato zagrał w pierwszym zespole 15 grudnia 2018 roku. Nie załapał się następnie na zimowy obóz szkoleniowy, a także - co za tym szło - nie został zgłoszony do żadnych rozgrywek podczas rundy wiosennej. Sternicy Legii pozostawili mu wolną rękę w kwestii poszukiwania nowego klubu. Tyle, że Włocha nikt nie chciał. Ten przeczekał zatem do końca sezonu, po czym się ulotnił.
Pomocnik rozegrał ostatecznie w Polsce 36 meczów, w których zanotował trzy trafienia i pięć asyst. Przez dłuższy czas nie mógł znaleźć nowego klubu. Wreszcie w październiku 2019 roku dołączył do grającego w Serie D Campodarsego. Później były jeszcze przeprowadzki do występujących o poziom wyżej AS Gubbio i AC Trento. W ostatnim oknie transferowym Pasquato ponownie przeniósł się do Campodarsego. Tam, w wieku 35 lat, wyczekuje zbliżającej się wielkimi krokami emerytury.
***
Tekst powstał w ramach cyklu "Polska Piłka", w którym wspominamy m.in. piłkarzy biegających niegdyś po polskich boiskach, pamiętne mecze przedstawicieli Ekstraklasy w Europie, a także nieco zapomniane już kluby z naszego kraju.
Redakcja meczyki.pl
Michał BonclerDzisiaj · 16:00
Źródło: własne / Legia.net / Transfermarkt

Przeczytaj również