Kapitan ponad drużyną. Kulisy burzy wokół Roberta Lewandowskiego
Oświadczenie Roberta Lewandowskiego przekonało tylko naiwnych. W rezultacie, zamiast gasić pożar wokół reprezentacji, kapitan dolał benzyny do ognia. Pożar, który nieudolnie starał się ugasić PZPN i ludzie wokół naszej gwiazdy, płonie w najlepsze. W tle, zamiast grania w piłkę z Węgrami, było nagrywanie dokumentu dla Amazon Prime, a zdjęcia na murawie wykonywał mu specjalnie wysłany na okazję meczu w Warszawie fotoreporter France Football.
Jest poniedziałek. W normalnych okolicznościach Robert Lewandowski powinien przygotowywać się z resztą kadry do wieczornego meczu na PGE Narodowym. Tymczasem z boku boiska wykonywał sprinty, a samo pojawienie się gwiazdy Bayernu na treningu na bocznym boisku Legii Warszawa było zaskoczeniem dla reszty piłkarzy.
Komunikat o rezygnacji z usług „Lewego” wydał dzień wcześniej Polski Związek Piłki Nożnej:
- Robert od 9 października rozegrał aż 849 minut, a w całym sezonie już 1438. Intensywność jest więc bardzo duża. Selekcjoner wspólnie z zawodnikiem postanowili, że to dobry moment, aby Lewandowski odpoczął - głosiła informacja wydana już po tym, jak napastnik wrócił z urodzin miliardera Rafała Brzoski.
W niedzielę rano jeszcze mało kto wiedział, czy Lewandowski w ogóle pojawi się na meczu w roli widza, a co dopiero zasiądzie z kolegami na ławce rezerwowych w roli supportu. Wcześniej zostało już ustalone, że skoro wygraliśmy z Andorą, nie potrzeba rzucać największych sił na Węgrów. W końcu Twierdza Narodowy w ciągu ośmiu lat odparła już tak wielu nieprzyjaciół, że nie będzie problemu z pozbawionymi szans na awans Madziarami.
Pomylił się Paulo Sousa, Robert Lewandowski i PZPN. Komunikacja między tymi najważniejszymi organami była i jest katastrofalna. Dziś wiemy, że wszyscy - w gąszczu tłumaczeń po porażce i braku rozstawienia - nie chcą powiedzieć całej prawdy.
Portugalczyk obrywa, bo postanowił wziąć decyzję o odstawieniu kapitana na siebie. Kapitan natomiast zrobił szpagat komunikacyjny, który boli tylko jego, bo w mediach społecznościowych tłumaczenia o odpoczynku w drugim z trudniejszych meczów zostały wyśmiane. PZPN? W ogóle nie wiedział przed wydaniem oświadczenia o pauzie gwiazdy, że taka nastąpi w poniedziałek.
Wszyscy solidarnie zdrzemnęli się z decyzją, że jednak warto na Węgrów wyjść na galowo. Po wygranej w Andorze 4:1 byliśmy pewni gry w barażach. Rozstawienie? To formalność. Dlatego Łączy Nas Piłka wydała komunikat, że Lewandowski, oraz Kamil Glik, będą odpoczywać na 100-lecie rozegrania pierwszego meczu międzypaństwowego przez Biało-Czerwonych.
Czy ktoś wtedy wyraził oburzenie? Pojedyncze głosy. Natomiast po katastrofie, która przerwała ośmioletnią dominację w Warszawie, obudzili się wszyscy, a z biegiem dni telefony między PR-owym sztabem Lewandowskiego a piłkarską centralą rozgrzały się do czerwoności.
Najpierw były jednak pokrętne tłumaczenia Sousy na konferencji prasowej, dlaczego pierwszy raz w trzynastoletniej karierze Lewandowski postanowił odpuścić mecz el. MŚ czy ME. Portugalczyk odpierał pytania dziennikarzy, bo uznał, że i tak nie ma już sensu rozmywać odpowiedzialności. Gdy jednak zajrzy się za kulisy sprawy, to podejście niesprawiedliwe dla selekcjonera. Ostatecznie to on jako jedyny postanowił nie wymigiwać się od odpowiedzialności za brak na boisku Lewandowskiego, bo resztę reakcji można już uznać za wejście w tryb awaryjny.
Z biegiem czasu wskazywanie winnych porażki z Węgrami zaczęło zataczać szersze kręgi niż Sousa i kiksy Tymoteusza Puchacza, a wraz z tym PR-owe fikołki - próba skupienia i przerzucenia odpowiedzialności na Portugalczyka, którego prawdopodobnie za kilka miesięcy nic nie będzie łączyło z polską piłką.
We wtorek kulisy meczu na kanale Łączy Nas Piłka to był akt dopełniający. Wylały się pretensje, dlaczego Robert ukazywany jest w złym świetle przez PZPN. Potem była jeszcze rozmowa z prezesem Cezarym Kuleszą, a z tego wszystkiego urodził się komunikacyjny potworek.
Gdy w środowy wieczór Lewandowski odnosił się do zamieszania, reszta kadrowiczów była już w swoich klubach. Natomiast przed Węgrami spora grupa z nich żartowała, kto przejmie dziewiątkę po kapitanie: „Bierzesz numer, i wybierasz mecz w marcu, w którym chcesz zagrać”. To najlepszy komentarz reszty grupy do wspólnych decyzji selekcjonera i kapitana. Dziś pewnie obaj żałują, że tak rozłożyli siły na to zgrupowanie.
Piłkarzom nie tylko nie podobało się, że Lewandowski odpocznie w ważnym meczu, ale też to co działo się wokół tego odpoczynku. Reszta siedziała skoszarowana w hotelu Double Tree by Hilton. Tymczasem ich kapitan był obok, ale nie z nimi. Przyszedł na poniedziałkowe rozbieganie. Pojawił się też w szatani - tu znów zdziwienie części zawodników - a potem na ławce rezerwowych przed którą został wpuszczony fotoreporter France Football, aby zrobić mu zdjęcia. Francuzi zgłosili swoją obecność na ostatnią chwilę, ale pracowali na uprzywilejowanych warunkach.
Wcześniej w poniedziałek napastnik jeździł po Mazowszu i dogrywał sceny do filmu dokumentalnego o swojej karierze dla Amazon Prime, który ma ukazać się w przyszłym roku. Oby walka o mundial nie napisała smutnego scenariusza.