"Prowadzili mnie jak mordercę". Josue opowiedział o koszmarze w Holandii. Mocne świadectwo kapitana Legii

"Prowadzili mnie jak mordercę". Josue opowiedział o koszmarze w Holandii. Mocne świadectwo kapitana Legii
Marcin Bulanda
Josue zabrał głos w sprawie wydarzeń w Holandii. Kapitan Legii Warszawa wrócił pamięcią do wydarzeń, które spowodowały, że trafił do aresztu. Portugalczyk podkreśla, że za całe zamieszanie nie jest odpowiedzialny nikt z polskiego klubu.
Miniony czwartek był traumatycznym doświadczeniem dla Legii. Przypomnijmy, że dwóch zawodników stołecznego klubu zostało aresztowanych w związku z zamieszkami pod stadionem AZ Alkmaar. Sytuację opisywaliśmy TUTAJ.
Dalsza część tekstu pod wideo
Holenderska strona stara się przerzucić winę na stronę "Wojskowych". Zespół z Warszawy odpowiada jednak bardzo mocno i stanowczo. W środę pojawiło się nagranie przedstawiające atak na Dariusza Mioduskiego, co może stanowić materiał dowodowy w sprawie.
Teraz zaś do tych dramatycznych wydarzeń wrócił Josue. Kapitan Legii przerwał milczenie i w rozmowie z portalem "WP Sportowe Fakty" opowiedział o zajściu po spotkaniu w Lidze Konferencji. Wszystko zaczęło się bardzo niewinnie.
- Przy bramie było wtedy tylko dwóch ochroniarzy. Mężczyzna i kobieta. Wyjście, którym wychodziliśmy, było blisko autobusu. Dosłownie dwa kroki. (...) Wtedy ochroniarz powiedział do mnie: - Brama jest zamknięta, tak nakazała policja. (...) Trener pyta, dlaczego nie możemy wyjść. Ochroniarz mówi: - A ile mi zapłacisz, żebyście wyszli? I zaczyna się śmiać. Trener się zdziwił i powiedział: - Uu, jakie to śmieszne. Wtedy ochroniarz odpowiada, że żartuje i powtarza: - Brama zamknięta, rozkaz policji. W tamtym momencie nadeszli Jacek Zieliński, kierowca i Sebastian, nasz kitman. Z tymi walizkami ze sprzętem. Kierowca otwiera bramę i nic się nie dzieje. (...) Chwilę potem Sebastian wraca po resztę sprzętu. Ale przy bramie było już 4-5 ochroniarzy - opowiedział.
Sytuacja diametralnie zmieniła się wraz z pojawieniem się dodatkowych sił holenderskich służb. Kitman "Wojskowych" nie był przepuszczany do autokaru, co spotkało się z reakcją ze strony pozostałych przedstawicieli klubu.
- Sebastian chciał wejść przez bramę, a ja byłem już w autokarze na swoim miejscu. Tylko nie chcieli mu otworzyć. Wyszedłem więc na zewnątrz i zapytałem, co się dzieje. Seba odpowiedział, że nie chcą go wpuścić. Chwilę potem otworzyli bramę i zaczęli wypychać Sebastiana na zewnątrz. Widząc, co się dzieje, piłkarze opuścili autokar, bo zaczęto atakować jednego z naszych (...) Zaczęli odpychać piłkarzy. Wtedy pojawił się taki mały ochroniarz i zaczął popychać naszego trenera. My już wtedy znowu byliśmy o krok od autobusu, ale widząc, co się dzieje z trenerem Kostą, wróciliśmy (...) No więc my znów weszliśmy do autokaru, ale wokoło było już pełno policji. I wtedy prezes Mioduski próbował wyjaśnić z nimi całą sytuację. Mówił, kim jest, podkreślał, że nie podoba mu się, jak jesteśmy traktowani. I kiedy wyciągnął telefon, aby nagrać, co się tam działo, oni wytrącili mu telefon i zaczęli popychać. Ja znów byłem już w autokarze, siedziałem na moim miejscu niedaleko dwóch polskich dziennikarzy.(...) Piłkarze nagrywali, co się działo, pozostali weszli do autobusu. Zajęło to kilka minut - dodał.
- Nagle do mnie, jako kapitana, dzwoni trener. On z przodu autobusu, ja z tyłu. Mówi mi, że policja ma wytypowanego podejrzanego, bo podobno jeden z ochroniarzy został poszkodowany. I tym podejrzanym jest Rasha Pankov. Zdziwiłem się. Trener mi powiedział wtedy, że policja domaga się, aby spędził noc na komisariacie. Ale nigdy nam nie powiedzieli, że w areszcie. (...) Trener rozmawia z policją, rozmawia z Rashą i ten mówi, że OK, że pojedzie z policją. Już wcześniej funkcjonariusze przekazali, że jeśli piłkarz nie wyjdzie, to wejdą do środka autobusu siłą. A to byłaby masakra. Nie twierdzę, że by nas pozabijali, ale byłoby "grubo". No więc Rasha mówi - dobra, idę. Ale wtedy policjant mówi: Nie, nie, nie. Jest już dwóch podejrzanych. Ten drugi nosi czarne kolczyki. (...) Chodziło o mnie. Mówię trenerowi: - Dobra, jedziemy. Jako drużyna nie mogliśmy dopuścić do tego, żeby policja szturmowała autokar, bo to byłaby masakra. Wychodząc z autokaru powiedziałem do policjanta: - Idę z tobą. Ale to było za mało. Wykręcili mi ręce i prowadzili jak jakiegoś mordercę - podkreślił.
- Wylądowałem w małej celi. (...) To nie my atakowaliśmy i nikt z nas nie był stroną ofensywną. Przede mną było wiele osób na małej przestrzeni, a ja tam byłem najniższy. To jak miałem widzieć wszystko? Natomiast co do całej sytuacji - czegoś takiego jeszcze nie przeżyłem. Przecież w naszej sprawie interweniował nawet premier. Pokaż mi drugą taką sytuację, że dwóch profesjonalnych piłkarzy po meczu pod egidą UEFA ląduje w areszcie. Ja jako profesjonalny piłkarz nie oczekuję specjalnego traktowania. Chcę, żeby naszą drużynę traktowali normalnie. Tylko tyle i aż tyle - podsumował.
Josue nie ma złudzeń, że to Legia w całym zajściu jest stroną poszkodowaną. W rozmowie z "WP Sportowe Fakty" wielokrotnie podkreślał, że działania ze strony Holendrów były zupełnie nieuzasadnione.
Redakcja meczyki.pl
Hubert Kowalczyk11 Oct 2023 · 20:34
Źródło: WP Sportowe Fakty

Przeczytaj również