Jadczak: Bandyci wciąż mają wpływ na Wisłę. Państwo musi rzucić wyjątkowe siły, by rozwiązać tę sytuację

Szymon Jadczak z TVN skomentował sytuację w Wiśle Kraków. Jego zdaniem patologiczna sytuacja wokół klubu nie zostanie rozwiązana bez stanowczej ingerencji państwa.
Jadczak jest autorem reportażu "Piłka nożna i gangsterzy", w którym opowiedział o związkach krakowskiego klubu ze światem przestępczym. Liderem bandytów był Paweł M., ps. "Misiek", czyli założyciel "Sharksów", którzy podporządkowali sobie trybuny i klub. Obecnie mężczyzna przebywa w areszcie, ale jego wpływy wcale nie zmalały.
- Struktura, którą stworzył, cały czas funkcjonuje. To kilkaset osób. Żeby rozwiązać tę sytuację, państwo musiałoby podjąć niestandardowe działania, rzucić wyjątkowe siły, powołać specjalne grupy do zwalczania tego gangu. To organizacja mająca potężne wpływy, pieniądze i możliwości - mówił Jadczak w programie "Dogrywka" na portalu Sport.pl.
Zarząd TS Wisła na piątkowej konferencji prasowej poinformował, że trwają rozmowy z kolejnymi podmiotami zainteresowanymi przejęciem klubu. Jadczak nie spodziewa się pozytywnego finału negocjacji.
- Nie wierzę, by ktoś był tak zdesperowany i szalony, żeby wejść w ten interes. To niewiadoma. Część rzeczy wyszła w audytach, inne są skrywane. Bez potężnej ingerencji prokuratury nie radziłbym nikomu wchodzenie w coś, co może się okazać bagnem - stwierdził Jadczak.
Działacze Wisły przyznali, że oferta od Vanny Ly i Matsa Hartlinga trafiła do klubu już we wrześniu. Wówczas nie podjęto jednak rozmów z egzotycznym duetem biznesmenów. Stało się to dopiero kilka tygodni później.
- Ówczesne władze Wisły musiały mieć świadomość, że to absurdalna oferta, ale byli bardzo zdesperowani. Po upadku negocjacji z krakowskimi inwestorami musieli mieć świadomość, że jeśli nic się nie zmieni, to na meczu z Lechem możę dojść do linczu, zamieszek, a pogrzeb klubu przerodzi się w coś niekontrolowanego. Umowa z Ly i Hartlingiem była aktem desperacji, by czymś omamić ludzi - uważa Jadczak.