Gennaro Gattuso. Szaleniec, który natchnął Milan

Gennaro Gattuso. Szaleniec, który natchnął Milan
Gennaro Di Rosa/Shutterstock
Wiedza taktyczna, przygotowanie pedagogiczne, dyplomacja oraz umiejętność panowania nad sobą w sytuacjach stresogennych to kilka najważniejszych atutów dobrego menadżera. Gennaro Gattuso, obecny szkoleniowiec Milanu, prawdopodobnie nie ma żadnego z wyżej wymienionych, jednak potrafił przemienić niemrawo grających „rossonerrich” w drużynę, która walczy o europejskie puchary. Jak to możliwe?
Sięgnijmy krótko do historii. Jako piłkarz Gattuso znany był przede wszystkim ze swego porywczego charakteru zarówno na boisku, jak i poza nim. Będąc zawodnikiem niezbyt zaawansowanym technicznie, musiał nadrabiać walecznością, nieustępliwością oraz zadziornością. To głównie te cechy ustawiły go w jednym rzędzie z legendami AC Milan – klubu, w którym spędził najlepsze lata swojej kariery.
Dalsza część tekstu pod wideo

Ślimak, ślimak wystaw rogi

Słynął z niekonwencjonalnych zachowań podczas gry, ale i poza murami stadionów, a zjedzenie ślimaka na oczach kolegów w ramach zakładu może być tego dosadnym przykładem. Ceniono go przede wszystkim za charyzmę, osobowość oraz całkowite oddanie barwom klubu, za które wydawało się, mógłby umrzeć.
Takich „walczaków” kibice uwielbiają najbardziej, bo przede wszystkim identyfikują się z klubem, a nie całują dziś jego herb, by nazajutrz odejść bez żadnych skrupułów do bogatszego rywala.
Były reprezentant Włoch po zakończeniu barwnej kariery zawodniczej, podczas której wygrał praktycznie wszystko, zarówno z Milanem, jak i z ekipą Italii, postanowił sprawdzić się jako szkoleniowiec.
Niektórzy pukali się w czoło, gdyż nie wierzyli, że ktoś tak porywczy i nieprzewidywalny mógłby uczyć młodych adeptów futbolu i pokazywać nie tylko jakże złożoną sztukę kopania piłki, ale i wpajać pewne prawidłowości w zachowaniu się pozaboiskowym. Tych, którzy pukali się w czoło... pewnie teraz boli głowa.

Nie ryzykujesz, nie pijesz szampana

Po zwolnieniu Vincenzo Montelii, który nie potrafił scalić nowo sprowadzonych gwiazd i poniósł w Mediolanie klęskę, włodarze drużyny postanowili sięgnąć po kogoś, kto zaszczepiłby w zawodnikach ducha walki oraz wskrzesił piłkarską pasję. Po kogoś, kto zamieniłby skromnych i nieśmiałych dzieciaków w prawdziwych „pitbulli”.
Postawiono więc na człowieka, który nawet bez większego warsztatu trenerskiego oraz z ewidentnym brakiem stabilności emocjonalnej miał dźwignąć klub z tak wysokimi aspiracjami ponownie na wyżyny.
Gattuso do tej pory błąkał się po trenerskich ławkach szwajcarskiego Sionu, włoskiego Palermo czy Pisy bez jakichkolwiek, nawet najmniejszych sukcesów. Mało tego: z każdego z wymienionych zespołów wyrzucano go za bardzo słabe wyniki, a w dwóch pierwszych nie przepracował nawet okrągłego roku.
Gdy w AC Milan zainwestowano ogromne pieniądze, sprowadzając aż dziesięciu piłkarzy i wydając na nich ponad 180 milionów euro, wydawałoby się najrozsądniej zatrudnić szkoleniowca doświadczonego, z sukcesami i nazwiskiem, który miał już do czynienia z tak wielką presją, i który mógłby zapanować nad wybujałym ego samych zawodników.
Jednak szefostwo „rossonerrich” postanowiło poważnie zaryzykować i postawić na klubową legendę bez wprawy, ale za to taką, która za klub „rzuciłaby się w ogień” i umiałaby zabrać ze sobą cały zespół. W sam środek piłkarskich płomieni.

Strach na wróble

Nasz bohater nie miał dobrego początku, bo wygrał tylko raz w pierwszych pięciu meczach Serie A i kiedy wydawało się, że „projekt Gattuso” może stać się poważnym niewypałem, nagle Milan zaczął systematycznie zwyciężać. Nie poniósł potem żadnej porażki na „krajowym podwórku”, wygrywając aż 8-krotnie w dziewięciu kolejnych spotkaniach!
Dodatkowo oprócz tych imponujących statystyk, widać w zespole nieustępliwość, tak charakterystyczną dla „Rino”, a efektem jest wygrywanie meczów w końcówkach, jak choćby z Genuą i Chievo. Skąd zatem taka przemiana?
Patrząc na impulsywne zachowanie Gattuso na ławce trenerskiej, mamy pewnie tylko namiastkę tego jak stanowczo reaguje w szatni za zamkniętymi drzwiami czy podczas treningów. Działa to zapewne niezwykle motywująco na piłkarzy, którzy z jednej strony darzą trenera ogromnym szacunkiem za zasługi zawodnicze, ale z drugiej zwyczajnie się go boją.
Bo kto ostentacyjnie zjada piłeczkę ping-pongową przed grupą piłkarzy, apelując tym samym o przedmeczową koncentrację? Kto wymierza cios swemu asystentowi na oczach całego stadionu z bliżej nieznanego powodu? Jego podopieczni są zgodni – to totalny szaleniec.

Pokłady adrenaliny

Należy jednak zauważyć, że ma „nosa” do niektórych wyborów personalnych, stawiając na przykład coraz częściej na młodziutkiego Patricka Cutrone, kosztem sprowadzonego za 38 milionów euro Andre Silvy. Potrafi też trafić ze zmianami podczas meczu, choć mówi się, że z wiedzą taktyczną jest znacząco na bakier. Umie także zdjąć z piłkarzy presję podczas konferencji prasowych, gdy zdarzały się słabsze występy.
Gdyby tylko umiał jeszcze zapanować nad emocjami i emanować większym spokojem podczas meczów, być może stałby się trenerem jeszcze bardziej wszechstronnym, kimś kto mógłby te nadmierne nakłady adrenaliny dozować. A może właśnie jego stuprocentowe zaangażowanie oraz boiskowa walka „na śmierć i życie” jest głównym żródłem sukcesów i przemiany zespołu przeciętnego na liczący się we włoskiej ekstraklasie?

Test na jakość

Przed ekipą z Milanu solidny sprawdzian – w najbliższą sobotę mecz z Juventusem w Turynie, a cztery dni później starcie z Interem. To przecież dla „czerwono-czarnych” najwięksi rywale w Serie A i najważniejsze wydarzenia na przestrzeni całego sezonu. Oprócz bardzo potrzebnych punktów, które pod koniec rozgrywek stają się podwójnie istotne, takie pojedynki na dodatek mają wymiar niezwykle prestiżowy.
Jak na dogonienie Juve nie mają już szans, tak tylko 5 „oczek” straty do przeciwnika „zza miedzy” pozwala mieć nadzieję, że miejsca premiowane udziałem w europejskich pucharach są jak najbardziej osiągalne. To także sprawdzian dla samego Gattuso, który już pokonał dwie drużyny z czołówki (Lazio i Romę), więc teraz będzie miał okazję ponownie potwierdzić swoje zdolności w odpowiednim przygotowaniu zespołu.

„Piselli su e superiamo sti stronzi”

Wydaje się, że bycie dobrym szkoleniowcem, to nie tylko sto pięćdziesiąt przebytych szkoleń i pięknie brzmiące licencje UEFA. Nie tylko pompatyczne wypowiedzi w mediach. To coś więcej. To umiejętność bycia przywódcą, który pociągnie za sobą całą grupę, a także nada jej wyrazistości i spowoduje, że podopieczni mu uwierzą. Coś nie do wyuczenia na „fifowskich” seminariach.
Przypomina się tutaj ś.p. Janusz Wójcik, który braki w wiedzy taktycznej nadrabiał mocnym charakterem i niezwykłymi cechami przywódczymi, stając się bodajże najlepszym motywatorem w historii polskiej piłki. Wydaje się, że Gattuso to typ bardzo podobny, który podobnie jak „Wujo” ochoczo używa języka często nie nadającego się do powtórzenia. Z pewnością zatem słynne: „Kiełbachy do góry i golimy frajerów” brzmi po włosku niezwykle dźwięcznie.
Paweł Chudy

Przeczytaj również