"Gdy wół pierdzi, to obora słucha". Listkiewicz ma pretensje do PZPN. Chodzi o zachowanie Santosa

Bilans Santosa w reprezentacji Polski jest fatalny. Kadra pod jego wodzą zdobyła tylko sześć punktów w pięciu meczach eliminacji Euro 2024. Awans na ten turniej miał być formalnością, a jest poważnie zagrożony.

Santos jest drugim Portugalczykiem, który w niesławie żegna się z posadą selekcjonera reprezentacji Polski. Wcześniej ze stanowiska zrejterował Paulo Sousa.

- Może polski klimat źle służy portugalskim trenerom? Do wspomnianego duetu selekcjonerów dodajmy furiata Sa Pinto w Legii, a nawet ekscentrycznego Feio w Motorze. Dlaczego nad Wisłą i Odrą nie potrafią zachowywać się naturalnie? Albo są nadpobudliwi, albo nabzdyczeni - stwierdził Listkiewicz w swoim felietonie w "Super Expressie".

Gdy Santos przejmował reprezentację Polski, dużo mówiło się o tym, że to jego sztabu dołączą polscy szkoleniowcy. Ostatecznie w prowadzeniu kadry pomagał mu Grzegorz Mielcarski, który nie miał żadnego doświadczenia trenerskiego. Poza tym jego najbliższymi współpracownikami byli Portugalczycy.

Listkiewicz uważa, że taki kształt sztabu był błędem. Jego zdaniem władze PZPN - z Cezarym Kuleszą na czele - powinny być w tej sprawie bardziej stanowcze.

- Śpiewałem w chórze nawołującym do narzucenia Santosowi polskich asystentów, jak to było u Beenhakkera za mojej prezesury. Prezes powinien czasami działać w myśl zasady "gdy wół pierdzi, to obora słucha", czyż nie? Gdyby nie staż u Leo, to Adam Nawąłka nie byłby tak wytrawnym selekcjonerem jakim był. Z niezrozumiałych powodów selekcjoner olał te sugestie i gdy wróci do Portugalii, zostawi spaloną ziemię. Zasługujemy na więcej szacunku niż tylko podpis na wielomilionowej umowie - podsumował Listkiewicz.