Euromundial, czyli jak Europa odjechała reszcie świata na turnieju w Rosji

Euromundial, czyli jak Europa odjechała reszcie świata na turnieju w Rosji
Marco Iacobucci EPP / Shutterstock.com
Jeszcze 4 spotkania pozostały do końca turnieju w Rosji, ale my już w piątek poznaliśmy generalnego triumfatora rozgrywek. Złoty, srebrny i brązowy medal powędrują na Stary Kontynent. Czy dla kibiców jest to jakaś niespodzianka? Raczej niewielka, biorąc pod uwagę, że europejską rękawicę przez wszystkie lata rozgrywek podejmowała tylko Ameryka Południowa.
Zresztą mówienie „Ameryka Południowa" jest trochę na wyrost, bo tak naprawdę pod tą nazwą kryją się tylko Argentyna i Brazylia, które w ostatnich latach walczyły o końcowe zwycięstwo w turnieju.
Dalsza część tekstu pod wideo
Jasne, można się pokłócić o Kolumbijczyków i Urugwajczyków, którzy mają mocne piłkarsko kadry. Ale skoro do strefy medalowej nie dotarły, to znaczy że do najwyższego poziomu jeszcze trochę im brakuje.

Europa piłkarskim hegemonem

W piątkowy wieczór, chwilę przed 22.00 skończyły się Mistrzostwa Świata, a zaczęły Mistrzostwa Europy. Wówczas w grze pozostawały: Belgia, Francja, Anglia, Szwecja, Rosja i Chorwacja.
Obecność Rosji i Szwecji na tym etapie była sporym zaskoczeniem, ale jak to zazwyczaj bywa – gospodarzom pomagają ściany (w tym przypadku wzorowy doping kibiców „Sbornej”, bo sami piłkarze zagrali na pewno powyżej oczekiwań i chwała im za to). W przypadku „Trzech Koron” pomogła turniejowa drabinka i trochę szczęścia, bo Szwajcarzy do futbolowych potentatów nie należą.
Pozostałe drużyny pokazują ogromny potencjał i grają zgodnie z oczekiwaniami swoich kibiców (nie żebym pił do naszych zawodników…), pokazując siłę i wolę walki na miarę przyszłych mistrzów. No może poza Chorwatami, którzy poza grupowym meczem z Argentyną nie trafili jeszcze na równego sobie (piłkarsko, a nie pod kątem ambicji jak Rosja) przeciwnika. „Hrvatska” najważniejszy test przejdzie w środę, stając naprzeciw walecznym Anglikom.
Belgia i Francja na spółkę wyeliminowały już południowoamerykańskich pretendentów, czyli Argentynę, Brazylię i Urugwaj. Jutro czeka ich przedwczesny finał i zdaniem wielu mecz najsilniejszych drużyn świata. Skoro nie dali im rady ani Latynosi, ani Azjaci, to gorycz porażki mogą przełknąć już tylko po sąsiedzkim pojedynku.
Tak czy siak, Europa stanęła na wysokości zadania. Paradoksalnie nie w sposób, którego się spodziewaliśmy (bo kto o zdrowych zmysłach pomyślałby przed czempionatem o marginalnej roli Niemiec, Hiszpanii czy Portugalii?), ale dla Starego Kontynentu nie ma to znaczenia. Liczy się wynik, który poznaliśmy już przed zakończeniem ćwierćfinałów. Wszystkie miejsca na piedestale zostaną na kontynencie organizatorów.

Latynosi bez drużyn

Do Rosji przyjechały zespoły, które drużynami są tylko z nazwy. Tak naprawdę mieliśmy do czynienia z teatrami pojedynczych aktorów, którzy jeśli nie odegrali oskarowych ról, skazywali całą kadrę na sromotną porażkę.
W czym tkwił główny problem Brazylii, Urugwaju, Argentyny i Kolumbii? Cóż, przyczyny są różne, ale w większości można znaleźć podobieństwo. Każdej z wymienionych drużyn kogoś brakowało.
Na przykład Argentynie brakowało trenera. Bo Jorge Sampaoli okazał się „pacynką”, w którą dłoń wkłada Leo Messi.
Nie dość że sam piłkarz Barcelony niczego wielkiego na turnieju nie pokazał, to okazuje się, że potrzeba mu jeszcze trochę doświadczenia w kierowaniu zespołem. Może z płyty boiska widział mniej niż widziałby z ławki? A może na turniej powołał za dużo swoich znajomych, a za mało wartościowych piłkarzy?
Urugwajowi natomiast brakowało Cavaniego. Niestety drużyna „La Celeste” okazała się mocno uzależniona od duetu Suarez-Cavani, bez którego nie była w stanie skutecznie funkcjonować w ofensywie. Brak alternatyw był aż nadto widoczny w ćwierćfinale, w którym Francuzi bez większego wysiłku sprowadzili Latynosów na ziemię.
Oczywiście Muslera dołożył do wyniku nawet nie cegiełkę, a całą ich taczkę, ale strata bramki musi być brana pod uwagę przy meczu i przeciwniku tej rangi. Z tym że, jeśli napastnik otrzymuje taką samą notę jak bramkarz po wpuszczeniu „babola”, to jaki cud musi się zdarzyć, aby odrobić straty?
Brazylii brakowało Neymara biegającego po murawie, zamiast toczącego się po niej. No i odrobiny piłkarskiego farta, bo spotkanie z Belgią już na etapie ćwierćfinału sprawiało, że z mundialu musiał odpaść jeden z największych faworytów. Padło akurat na „Canarinhos”…
Mimo, że zagrali naprawdę dobry mecz, trafili na godnych siebie przeciwników. Jednak pozostając przy głównym wątku - czy mniej solowej gry i nurkowania największej gwiazdy „Kanarków” nie sprawiłoby, że wynik meczu mógł być zupełnie inny?
Kolumbii zabrakło lidera. James Rodriguez mimo czasem nieregularnej formy, jest dla reprezentacji nieoceniony. Radamel Falcao umiejętności ma, ale nie pokazał ich w kluczowym momencie. W buty dowódcy wskoczył niedoceniany Yerry Mina, czyli chłopak którego samo powołanie na turniej wzbudzało wiele kontrowersji.
Jednak 3 zdobyte bramki sprawiły, że akurat on wraca do kraju z podniesioną głową. Tylko dlaczego liderem okazał się środkowy obrońca, który nie powinien w niczym wyręczać piłkarzy ofensywnych?
A Peru? Przyjechali na mundial pozwiedzać nieznany kraj i powalczyć o jakąś niespodziankę. Nie udało się, to trudno, nie ma co załamywać rąk. 3 zdobyte punkty wstydu nie przynoszą, a piłkarze zdobyli ważne pod kątem przyszłości doświadczenie. Oni swój sukces osiągnęli już wcześniej, w eliminacjach do mundialu. W końcu niecodziennie wyprzedza się w tabeli Chile, Ekwador i Paragwaj.

Azjatycko-afrykański "trzeci świat" futbolu

Przyjechali, pograli, poodpadali. I tyle jeśli chodzi o ekipy z Czarnego Lądu i Dalekiego Wschodu.

Możemy wyróżnić Iran i Maroko, które miały być chłopcami do bicia, a okazały się równorzędnymi rywalami dla byłych mistrzów świata i obecnych mistrzów Europy. Pochwały należą się Korei za zwycięstwo nad Niemcami… i to by było na tyle.
Przez chwilę oczy świata były skierowane na Japonię, ale Belgia szybko sprowadziła ich do parteru. Jedyna drużyna, która awansowała do fazy pucharowej nie bardzo ma czym się pochwalić, bo zwycięstwo z Kolumbią osiągnęła grając w przewadze, a z Senegalem mieli sporo szczęścia zdobywając punkt mimo dwukrotnie mniejszej ilości strzałów. No i niestety „Samuraje” zostaną z Rosji zapamiętani raczej z meczu z Polakami niż z Belgami.

Meksyk i "ogórki"

Panama - 0 punktów, Kostaryka - 1 punkt. Obie ekipy spełniły przed-mundialowe założenia swoich grupowych przeciwników, czyli dostarczały punkty i bramki. Fajnie, że chociaż Panamczycy cieszyli się swoją grą i wrócili do domu z uśmiechem na ustach. Ale piłkarsko była to liga niżej, a Ameryka Północna na pewno żałowała, że reprezentacja USA nie stanęła w szranki rosyjskiego turnieju.
A Meksyk? Powinien skontaktować się z Senegalczykami, bo podobno mają numer do skutecznego szamana. Może on będzie wstanie przełamać ciążącą na reprezentacji „El Tri” klątwę?

Królestwo futbolu zaciera ręce

Nastały złote czasy dla europejskiego futbolu. Azja, Afryka, Oceania i Ameryka Północna pozostały daleko w tyle. Południowi Amerykanie liżą rany, które szczególnie w Argentynie stały się bardzo głębokie.
Brazylia czeka na odwet, ale na rewanż musi poczekać aż 4 lata. Czy wtedy będzie w stanie rzucić wyzwanie Europie? Francja, Belgia, Anglia i Chorwacja czekają z niecierpliwością.
Adrian Jankowski

Przeczytaj również